Krwistoczerwony
dywan, oślepiające błyski fleszy fotoreporterów, tłumy rozwrzeszczanych fanów,
kolorowe transparenty z napisami kierowanymi do wielu gwiazd oraz czekająca na
co ciekawsze plotki z życia gwiazd prezenterka jednej ze stacji telewizyjnych. Taylor
uprzejmie pomógł Selenie wydostać się z limuzyny, ze zdziwieniem przypatrując
się bandażowi, zdobiącemu lewą rękę. Nie odezwał się jednak nawet słowem na ten
temat, prowadząc ją wzdłuż długiej wykładziny.
Wymusiła na twarzy
uśmiech, uczepiając się ramienia towarzysza. Wśród krzyków przybyłych ludzi
kilkukrotnie wyłapała swe imię, lecz nie patrzyła w ich stronę, wzrok wbijając
w rozwarte szeroko szklane drzwi przed sobą. Zauważyła za nimi sporo celebrytów,
którym przyglądała się z zaciekawieniem, próbując rozpoznać poszczególne
jednostki. Piękne blondynki z pofalowanymi włosami zwisającymi niemal do pasa,
przystojni bruneci w eleganckich garniturach i białych koszulach. Zapewne
większość z nich wzbudzało w większości ludziach na kuli ziemskiej podziw oraz
uwielbienie, aczkolwiek ona tak naprawdę próbowała w tym tłoku dostrzec jedynie
burzę ciemnych loków. Nie chciała rozglądać się dookoła. Czuła, jakby każdy
patrzył tylko i wyłącznie na biały opatrunek, który próbowała ukryć pod cienkim
żakietem zupełnie tak samo, jak przekrwione od płaczu oczy zasłonić wydłużonymi
optycznie rzęsami.
- A oto zmierzają
ku nam nastoletnie gwiazdy. Selena Gomez w towarzystwie przystojnego Taylora
Lautnera – powiedziała do kamery, trzymanej przez grubawego faceta z kozią
bródką, elegancko ubrana blondynka, ruchem ręki przywołując ich do siebie.
- Dzień dobry,
Susan – odezwał się Lautner, najwyraźniej idealnie przygotowany. Jak zawsze.
- Pięknie razem
wyglądacie – stwierdziła kobieta, ewidentnie się podlizując. – Bylibyście
świetną parą.
Brunet zaśmiał
się perliście, spoglądając znacząco na partnerkę. Ta dopiero wtedy przebudziła
się z własnego transu myślowego, uświadamiając sobie, że cały czas uśmiechała
się sztucznie. Miała dość spekulacji na temat ich dwójki. Czy wszyscy aktorzy
muszą się w sobie zakochiwać po zagraniu pary w filmie? Otóż nie, a
przynajmniej oni stanowili wyjątek, jeżeli taka zasada wówczas istniała.
- To raczej
niemożliwe – wydukała, czując jak mroczy ją w głowie.
Skronie zaczęły
pulsować bólem, choć przecież na polu fizycznym nie mogła zdefiniować tego
przyczyny. Mimo to otoczenie lekko się chwiało w jej oczach, a wszystko, co
widziała, wydawało się jakimś sennym widokiem, w niewytłumaczalnym znaczeniu
koszmarem, który mógłby zaraz zniknąć w ułamku sekundy.
Zanim zauważyła,
znaleźli się w białym, przestronnym pomieszczeniu ze złotymi elementami,
krocząc ku kolejnemu, z daleka jeszcze większemu. Nie zwracała najmniejszej
uwagi na wygląd wnętrza czy mijanych ludzi, lecz rzuciło jej się w oczy
mosiężne kółeczko, oznaczające toaletę damską. Przeprosiła uprzejmie Taylora,
kierując się do niej.
W środku zastała
krótko obciętą jasnowłosą dziewczynę w kremowobiałej sukni z falbaną przepasaną
przez jedno ramię, która wydawała jej się znajoma. Właśnie poprawiała swój
makijaż, przejeżdżając po ustach delikatną czerwoną szminką. Po zakończeniu tej
czynności spojrzała na Selenę, unosząc kąciki ust.
- Niezły tłok,
prawda? – rzuciła, grzebiąc w kopertówce dopasowanej do kreacji.
Gomez pokiwała
głową, opierając się dłońmi o chłodną powierzchnię białej umywalki. Zwiesiła
głowę w dół, czując się coraz bardziej źle. Oprócz bólu już niemal całej
czaszki doszło jeszcze straszne uczucie gdzieś w gardle, przez które wydawało
jej się, że zaraz zwymiotuje.
- Wszystko w
porządku? – spytała zaniepokojona dziewczyna, podchodząc do niej i kładąc
drobną rękę na plecach. - Usiądź na podłodze, szybko. - Chwyciła ją pod ramię
żelaznym uściskiem, prowadząc do pobliskiej ściany. Brunetka osunęła się po
niej bezwładnie, niewiele już rozumiejąc. Powoli zaczęła opadać w nicość, a
obraz przed oczami zamazywał się, jakby wszystkie kolory zamieniły się w ciekłą
farbę, po czym ktoś zlewałby je ze sobą, tworząc chaotyczny rysunek.
- Jesteś tutaj z
kimś? – usłyszała jeszcze tylko melodyjny głos blondynki.
Następnie, wbrew
woli, nie mogąc już dłużej walczyć, zapadła w ogarniającą ją ciemność.
Przebudziła się
obolała, nad sobą widząc jedynie białą powierzchnię. Przetarła oczy dłońmi,
próbując się podnieść do pozycji siedzącej. Już po zerknięciu na jednobarwną
pościel zorientowała się, że wcale nie znajduje się w domu. Rozejrzała się
dookoła, doznając jakiegoś okropnego deja vu sprzed kilku tygodni, kiedy to
znalazła się w szpitalu w Port Angeles. Lekarz kazał jej o siebie dbać, nie
dotrzymała obietnicy. Choć pomieszczenie było łudząco podobne, za oknem od razu
rozpoznała ruchliwe Los Angeles, a ona sama doskonale pamiętała wszystkie
wydarzenia. Chociaż wcale tego nie chciała.
Odrzuciła od
siebie kołdrę, ignorując zawroty głowy oraz wstała do pionu, krzywiąc się na
widok długiej koszuli w prążki, jaką na sobie ujrzała. Na bosaka przeszła krótką
drogę do drewnianych drzwi, uchylając je ostrożnie. Na korytarzu ujrzała
siedzącą na plastikowym granatowym krześle Bridgit razem z Demi, na co
wybałuszyła oczy z niedowierzania. Nadal bowiem nie mogła zrozumieć, jak mogły
ze sobą koegzystować po tylu przejściach z Josephem w roli głównej. To tak,
jakby ona przyjaźniła się z Kay. Na samą myśl wzdrygnęła się, przez co drzwi
zaskrzypiały. Nastolatki zwróciły na to uwagę, odwracając głowy ku niej.
Uniosła więc lekko kąciki ust, widząc jak podbiegają szybko by ją przytulić.
- Jak mogłaś mi to
znów zrobić! – powiedziała z wyrzutem Lovato, choć twarz miała łagodną.
Selena wzruszyła
ramionami. Czuła złość wobec tej dziewczyny spotkanej w ubikacji. Dlaczego nie
odczekała kilku minut zanim się obudzi, tylko pewnie zaraz wywołała ambaras,
wzywając ambulans.
- Media pewnie
huczą? – upewniła się, kiedy wszystkie trzy siedziały w przytłaczającej pustką
sali.
- Jesteś tematem
numer jeden – przyznała Bridgit, wbijając wzrok w posadzkę o żółtawym odcieniu.
– No i Emma Watson – dodała. – I Taylor.
Wówczas doznała
olśnienia co do nieznajomej. Stąd ta pewność, iż gdzieś ją już widziała. W tak
felernej sytuacji poznała gwiazdę światowego formatu znaną przede wszystkim z
roli Hermiony Granger w serii o Harry’m Potterze.
- Co stwierdzili
lekarze?
- Nic nam nie
powiedzieli, bo nie jesteśmy rodziną – rzekła z powagą Demetria, wzruszając
ramionami.
Gomez westchnęła
przeciągle, przykrywając nogi kołdrą. Wiedziała, że nie dolega jej nic
poważnego. Potrafiła sobie wyobrazić wizytę doktora karcącego ją prawdopodobnie
za niedożywienie i nadmiar stresu, co ona wysłuchałaby, udając skupienie. Tuż
po jego wyjściu zapomniałaby o sprawie, powróciwszy myślami do prawdziwie
istotnych problemów. Mianowicie kontaktu z nią szukał Charlie, wiedziała to.
Skoro dzwonił do niej o pieniądze, a ona zachowała się w taki, a nie inny
sposób, znajdzie ją. Choćby na końcu świata, bo dla takich ludzi forsa jest
zbyt ważna i potrzebna, aby dać za wygraną. Poza tym blondyn obmyślił jakiś
plan - grę, w której stanowiła najważniejszy pionek.
- Demi, pożyczysz
mi telefonu? – odezwała się po dłuższej chwili ciszy.
Szatynka
spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem, lecz wyjęła z jasnej, skórzanej kurtki
nowy model iPhone’a w czerwonej obudowie. Podała go Selenie jakby z
nieufnością, co zezłościło tę drugą. Nie dała tego jednak po sobie poznać,
biorąc od nastolatki urządzenie oraz dziękując jej z ledwie widocznym
uśmiechem.
- Jeszcze jedno.
Dlaczego jesteście tutaj wy dwie? – zadała męczące ją pytanie, spoglądając na
nie wyczekująco.
- Akurat
przyjechałam do was, żeby się z tobą spotkać, kiedy Taylor zadzwonił do Demi z
wiadomością, że tu wylądowałaś – wyjaśniła blondynka, zerkając z wahaniem na
swoją towarzyszkę.
- Gdzie jest Tay?
– spytała brunetka.
- Na dole, poszedł
po coś do zjedzenia – rzekła Dee.
- Mogłybyście mnie
na chwilę zostawić sama? – poprosiła Selena, co wywołało na twarzach dziewczyn
głębokie zdziwienie.
Nie zapytały o
nic, podnosząc się oraz zaraz wychodząc z sali. Nie zwlekając nawet minuty
dłużej, Selena napisała na klawiaturze telefonu już dobrze znany numer po tylu
nieodebranych wcześniej połączeniach, przystawiając urządzenie do ucha. Nie
denerwowała się, nawet nie bała. Przecież była w klinice, strzeżonej instytucji
prywatnej, a on nie jest czarodziejem, który mógłby się teleportować z drugiego
końca miasta. Wysłuchiwała wolnych sygnałów, ze stoickim spokojem czekając aż
chłopak odbierze.
- Charlie Bennet,
słucham – odezwał się męski głos.
- Odkąd ty jesteś
taki oficjalny? – rzuciła bez namysłu, opadając na poduszkę.
- A ty taka
odważna? – mruknął.
- Na długo
zostajesz w Los Angeles? – zapytała.
- Zależy w jakim
czasie załatwię wszystko, co do załatwienia zostało – powiedział tajemniczo.
- Możemy przestać
się bawić w ciuciubabkę? Czego ode mnie chcesz?
- Kochanie, tutaj
nie chodzi o ciebie. Akurat wszystko, co związane z tobą to jedynie
urozmaicenie mojego cennego czasu. Potrzebuję rozrywki – stwierdził przymilnym
głosem, po czym roześmiał się.
- Kiedy mam ci dać
tę kasę?
- Jutro o piątej
pod hotelem Sofitel, wiesz gdzie to jest?
- Tak –
wymamrotała, po czym rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
Musiała wykonać
jeszcze jeden telefon, tym razem do Jennifer. W końcu skądś musiała wytrzasnąć
pieniądze, a niestety hasła do konta bankowego nie pamiętała, jak większość
gwiazd zresztą. Ktoś postronny mógłby się zdziwić, że aż tak bezgranicznie ufa
obcej kobiecie, że powierza jej pieczę nad kilkunastomilionowym majątkiem.
Niestety ciągu cyfrowego jej telefonu nie znała, więc ta sprawa musiała
zaczekać, aż wróci do domu.
Wtem do
pomieszczenia wszedł bez uprzedzenia wysoki mężczyzna z czarną podkładką w
ręku. Jego okrągła twarz z oznakami pierwszych zmarszczek wyrażała jedynie
powagę, a blond włosy ledwie wystawały znad skóry głowy.
- Dzień dobry
panno Gomez – rzekł poważnie, przystając w nogach jej łóżka.
- Mogę już wyjść? –
zadała pytanie bez ogródek, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- W sumie tak, ale
radziłbym zacząć o siebie dbać. I mam małe pytanie.
Lekarz wydawał
się nieco zmieszany tym, co miał za chwilę powiedzieć. Selena spojrzała na
niego pytającym wzrokiem, zastanawiając się, co takiego go trapi.
- Czy bierzesz,
brałaś kiedyś narkotyki? – wykrztusił.
Brunetka zmarszczyła
brwi, nie mogąc pojąć, dlaczego chce to wiedzieć. W końcu robiła to
sporadycznie, a tego dnia wcale. Więc nie mógł po niej poznać żadnych zmian.
- Nie – odparła
zdecydowanie. – Co panu przyszło do głowy?
- Zrobiliśmy ci
USG, kiedy byłaś nieprzytomna, co trwało nienaturalnie długo, i masz uszkodzoną
wątrobę – wyjaśnił spokojnie, przyglądając się jej badawczo. – Skoro nie miałaś
styczności z używkami, to powinnaś zostać u nas jeszcze kilka dni i zrobić
badania. Między innymi tomografię głowy, gdyż martwi mnie ta długość omdlenia.
- Nie, nie mogę.
Porobię je innym razem, dziękuję.
- Jak wolisz –
mruknął.
Wyszedł szybkim
krokiem, co ona przyjęła z ulgą.
Więc heroina uszkadzała
ją od środka, fizycznie. Natomiast jej brak w organizmie powodował ból
psychiczny. Wbrew pozorom wcale nie ruszyła jej ta wiadomość. Jeżeli tak
właśnie ma się to wszystko skończyć, życie wypełnione cierpieniem, niech tak
właśnie będzie. Tylko tyle potrafiła zdecydować.
Tuż przed wybiciem
ustalonej godziny ubrana w ciepłą, niebieską pikowaną kurtkę oraz z zawiązaną
kolorową chustką wokół szyi szła raźnie w umówione miejsce, z którym przecież
wiązała tyle wspomnień. Gdzieś tam na szczycie tego ogromnego budynku hotelu
pomieszkiwała przez jakiś czas. To na tej ruchliwej jezdni Nicholas złamał
przez nią nogę, to pod daszkiem tego dachu rozmawiali ze sobą, czując, że są
dla siebie po prostu stworzeni.
Selena pokręciła
głową, nie chcąc dłużej o tym myśleć. Z daleka dostrzegła tuż obok szklanego
zadaszenia, przy urodziwym krzewie zasadzonym w ogromnej donicy, muskularną
sylwetkę osobnika płci męskiej, przyodzianego w skórzaną kurtkę z czarnym
kapturem na głowie. Spod nakrycia wystawały mu poskręcane blond włosy. Bez
problemu rozpoznała w nim Charlie’ego.
Podeszła do niego ostrożnie, wzdychając. Zebrawszy się na
odwagę, dotknęła delikatnie jego ramienia, na co zareagował niemal
błyskawicznie. Na jego wyrazistej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ktoś
obcy, widząc go w takiej postawie, mógłby uznać, iż jest jednym z przyzwoitych
studentów prawa lub medycyny. Jednak do tej roli musiałby zamienić swe podarte
dżinsy i adidasy z odpadającą cholewą na garnitur oraz pasujące pantofle.
- Kogo my tu mamy –
odezwał się, a czar porządnego człowieka prysł. W jego głosie znów zabrzmiała
ta przesłodzona uprzejmość, a zarazem kpina.
- Proszę –
powiedziała wyraźnie, podając mu do ręki białą kopertę. – Półtora tysiąca
dolarów – dodała, widząc jak przygląda się przedmiotowi.
Wziął ją do ręki,
zaglądając z ciekawością do środka.
- Postarałaś się,
skarbie – stwierdził z satysfakcją.
- Czy to już
wszystko? – zapytała z udawaną obojętnością.
Blondyn spojrzał
na nią wręcz nachalnie, zaraz zerkając w stronę wejścia do hotelu.
- Może jednak zarezerwujemy
jakiś przytulny pokoik? – rzucił uwodzicielsko, po czym zbliżył się do niej
niebezpiecznie blisko.
Selena odruchowo
zrobiła kilka kroków do tyłu.
- Nawet cię na to
nie stać – warknęła, puszczając wodzę nerwom.
- Chętnie poświęcę
tę sumkę – rzekł Charlie. Zaczął wymachiwać przejętą chwilę wcześniej kopertą z
cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
Brunetka
wzdrygnęła się na samą myśl tego, co chciał z nią zrobić. Miał najwyraźniej
ochotę na, jak to sam nazywał, ‘szybki numerek’. Ona natomiast widziała w nim
obleśnego faceta, którego mimo wszystko było jej żal. Zapewne gdyby los
obdarował go inną rodziną, środowiskiem, nigdy nie sięgnąłby po narkotyki, nie
wpadł w złe towarzystwo i właśnie pilnie wkuwałby na pamięć poszczególne
regułki naukowe.
- Ech, niestety
jestem umówiony za pół godziny na drugim końcu miasta, nie mogę się spóźnić. A
jak znam życie, zajęłoby to nam trochę dłużej czasu niż nawet ja sam
przewiduję. W końcu z taką słodką laleczką nie łatwo się rozstać – ostatnie
zdanie niemal wymruczał, mrużąc przy tym oczy.
- Pójdę już –
oznajmiła sparaliżowana Gomez, odwracając się na pięcie.
- Bez obaw,
jeszcze się tu spotkamy! Los Angeles wcale nie jest tak duże, jak się wydaje –
zawołał za nią.
Pokręciła tylko
przecząco głową, wiedząc, iż już nigdy nie zobaczy go na żadnej z tak dobrze
znanych ulic Miasta Aniołów. Postanowiła bowiem wywrócić do góry nogami własne
życie, co wymyśliła zaraz po wyjściu ze szpitala. Przecież to wszystko nie
miało najmniejszego sensu. Na siłę zadowalanie fanów, rodziny, przyjaciół,
marne próby sprostania obowiązkom gwiazdy.
Wracając spacerem
do domu, gdzie prawdopodobnie miała spędzić ostatni wieczór z przyjaciółkami,
wyjęła telefon, by wcielić w życie swój pomysł. Wybrała numer do Jennifer,
zaraz wyjawiając jej swój plan. Kobieta początkowo się oburzyła, jednak po
wielu argumentach Seleny dała się namówić. Co prawda nie obyło się bez
stwierdzenia, iż to Gomez jest jej pracodawczynią i musi wykonywać swoje
obowiązki, ustalane właśnie przez nią.
Została tylko
jedna rzecz. Wyszukała w kontaktach numer Nicholasa, bijąc się z myślami. Pożegnała
się z nim ostatecznie, nie powinna. Aczkolwiek chęć usłyszenia jego głosu
zwyciężała siłą nad wszystkimi resztkami zdrowego rozsądku. Kliknęła zieloną
słuchawkę, nasłuchując aż odbierze. Zrobił to już po pierwszym sygnale.
- Sel? – odezwał
się zachrypniętym głosem, co przyprawiło ją o nienaturalnie miłe dreszcze.
- Nick,
przepraszam, że dzwonię, ale.. Moglibyśmy się spotkać? – wykrztusiła, spinając
mięśnie szczęki z nadzieją na pozytywną odpowiedź.
- Tak – odrzekł
bez namysłu, dzięki czemu kąciki jej ust uniosły się do góry.
- Ale dziś –
uściśliła.
- Wiesz, ja jestem
na imprezie u Nicole, ale pewnie też jesteś zaproszona, więc możemy się tu
zobaczyć.
Przyjęcie Nicole
Anderson, znanej im wszystkim z Disney’a. Całkiem jej to wyleciało z głowy, jak
większość spraw towarzyskich zresztą. Pamiętała jednak, iż kilkanaście dni
wcześniej dostała różową kartkę z zaproszeniem, którą przyniósł listonosz
poleconym. Takie same otrzymały jej współlokatorki.
- Do zobaczenia –
powiedziała, rozłączając się.
Nie pozwalając
sobie na chwilę zwłoki, złapała pierwszą lepszą taksówkę, prosząc o szybki
dowóz na Lavaza Street. Tym razem miało to być ich naprawdę ostatnie spotkanie,
wolała nie myśleć nad jego przebiegiem. .
Boże, jeszcze nie przeczytałam, ale to serio, czy ja śnię?
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że że czytanie tego rozdziału było pod wieloma względami dobijające. Na czele stało to, że tak naprawdę ltw jeszcze nie wraca. Uświadomiłam sobie, że to pierwszy Twój blog, który czytałam i zatęskniłam za tymi czasami, kiedy byłyśmy dzieciakami nie myślącymi nawet jeszcze o takich rzeczach jak matura czy prawo jazdy. Okay, ale przejdźmy do rozdziału. Przykro się patrzy na to, co dzieje się z życiem Seleny, o ile w ogóle można to nazwać życiem. Widać, nie na już siły i ucieka się do najgłupszych sposobów, byle by tylko pozbyć się bólu choć na chwilę. Smutne jest również to, że potrafię ją zrozumieć. Niszczy siebie coraz bardziej, niszczy swoje relacje z innymi i nie potrafi tego powstrzymać. Nikt też nie potrafi jej pomóc. W sumie to nie wiem czy mam jakieś urojenia, ale kojarzy mi się impreza u Nicole...
OdpowiedzUsuńSkoro to jeszcze nie powrót, to cóż... Napiszę tylko, że cierpliwie na niego czekam, bo ltw zawsze będzie dla mnie ważne i zawsze będę jego wielką fanką, nawet jeśli zdecydujesz się na jego dokończenie, kiedy będziemy staruszkami mającymi po 90 lat, aczkolwiek mam nadzieję, że zrobisz to wcześniej.
Pozdrawiam i tęsknię strasznie za Twoim pisaniem :') xx