piątek, 2 stycznia 2015

R. 20 ` Uszkadzają fizycznie

Krwistoczerwony dywan, oślepiające błyski fleszy fotoreporterów, tłumy rozwrzeszczanych fanów, kolorowe transparenty z napisami kierowanymi do wielu gwiazd oraz czekająca na co ciekawsze plotki z życia gwiazd prezenterka jednej ze stacji telewizyjnych. Taylor uprzejmie pomógł Selenie wydostać się z limuzyny, ze zdziwieniem przypatrując się bandażowi, zdobiącemu lewą rękę. Nie odezwał się jednak nawet słowem na ten temat, prowadząc ją wzdłuż długiej wykładziny.
  Wymusiła na twarzy uśmiech, uczepiając się ramienia towarzysza. Wśród krzyków przybyłych ludzi kilkukrotnie wyłapała swe imię, lecz nie patrzyła w ich stronę, wzrok wbijając w rozwarte szeroko szklane drzwi przed sobą. Zauważyła za nimi sporo celebrytów, którym przyglądała się z zaciekawieniem, próbując rozpoznać poszczególne jednostki. Piękne blondynki z pofalowanymi włosami zwisającymi niemal do pasa, przystojni bruneci w eleganckich garniturach i białych koszulach. Zapewne większość z nich wzbudzało w większości ludziach na kuli ziemskiej podziw oraz uwielbienie, aczkolwiek ona tak naprawdę próbowała w tym tłoku dostrzec jedynie burzę ciemnych loków. Nie chciała rozglądać się dookoła. Czuła, jakby każdy patrzył tylko i wyłącznie na biały opatrunek, który próbowała ukryć pod cienkim żakietem zupełnie tak samo, jak przekrwione od płaczu oczy zasłonić wydłużonymi optycznie rzęsami.
 - A oto zmierzają ku nam nastoletnie gwiazdy. Selena Gomez w towarzystwie przystojnego Taylora Lautnera – powiedziała do kamery, trzymanej przez grubawego faceta z kozią bródką, elegancko ubrana blondynka, ruchem ręki przywołując ich do siebie.
 - Dzień dobry, Susan – odezwał się Lautner, najwyraźniej idealnie przygotowany. Jak zawsze.
 - Pięknie razem wyglądacie – stwierdziła kobieta, ewidentnie się podlizując. – Bylibyście świetną parą.
  Brunet zaśmiał się perliście, spoglądając znacząco na partnerkę. Ta dopiero wtedy przebudziła się z własnego transu myślowego, uświadamiając sobie, że cały czas uśmiechała się sztucznie. Miała dość spekulacji na temat ich dwójki. Czy wszyscy aktorzy muszą się w sobie zakochiwać po zagraniu pary w filmie? Otóż nie, a przynajmniej oni stanowili wyjątek, jeżeli taka zasada wówczas istniała.
 - To raczej niemożliwe – wydukała, czując jak mroczy ją w głowie.
  Skronie zaczęły pulsować bólem, choć przecież na polu fizycznym nie mogła zdefiniować tego przyczyny. Mimo to otoczenie lekko się chwiało w jej oczach, a wszystko, co widziała, wydawało się jakimś sennym widokiem, w niewytłumaczalnym znaczeniu koszmarem, który mógłby zaraz zniknąć w ułamku sekundy.
  Zanim zauważyła, znaleźli się w białym, przestronnym pomieszczeniu ze złotymi elementami, krocząc ku kolejnemu, z daleka jeszcze większemu. Nie zwracała najmniejszej uwagi na wygląd wnętrza czy mijanych ludzi, lecz rzuciło jej się w oczy mosiężne kółeczko, oznaczające toaletę damską. Przeprosiła uprzejmie Taylora, kierując się do niej.
  W środku zastała krótko obciętą jasnowłosą dziewczynę w kremowobiałej sukni z falbaną przepasaną przez jedno ramię, która wydawała jej się znajoma. Właśnie poprawiała swój makijaż, przejeżdżając po ustach delikatną czerwoną szminką. Po zakończeniu tej czynności spojrzała na Selenę, unosząc kąciki ust.
 - Niezły tłok, prawda? – rzuciła, grzebiąc w kopertówce dopasowanej do kreacji.
  Gomez pokiwała głową, opierając się dłońmi o chłodną powierzchnię białej umywalki. Zwiesiła głowę w dół, czując się coraz bardziej źle. Oprócz bólu już niemal całej czaszki doszło jeszcze straszne uczucie gdzieś w gardle, przez które wydawało jej się, że zaraz zwymiotuje.
 - Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona dziewczyna, podchodząc do niej i kładąc drobną rękę na plecach. - Usiądź na podłodze, szybko. - Chwyciła ją pod ramię żelaznym uściskiem, prowadząc do pobliskiej ściany. Brunetka osunęła się po niej bezwładnie, niewiele już rozumiejąc. Powoli zaczęła opadać w nicość, a obraz przed oczami zamazywał się, jakby wszystkie kolory zamieniły się w ciekłą farbę, po czym ktoś zlewałby je ze sobą, tworząc chaotyczny rysunek.
 - Jesteś tutaj z kimś? – usłyszała jeszcze tylko melodyjny głos blondynki.
  Następnie, wbrew woli, nie mogąc już dłużej walczyć, zapadła w ogarniającą ją ciemność.

  Przebudziła się obolała, nad sobą widząc jedynie białą powierzchnię. Przetarła oczy dłońmi, próbując się podnieść do pozycji siedzącej. Już po zerknięciu na jednobarwną pościel zorientowała się, że wcale nie znajduje się w domu. Rozejrzała się dookoła, doznając jakiegoś okropnego deja vu sprzed kilku tygodni, kiedy to znalazła się w szpitalu w Port Angeles. Lekarz kazał jej o siebie dbać, nie dotrzymała obietnicy. Choć pomieszczenie było łudząco podobne, za oknem od razu rozpoznała ruchliwe Los Angeles, a ona sama doskonale pamiętała wszystkie wydarzenia. Chociaż wcale tego nie chciała.
  Odrzuciła od siebie kołdrę, ignorując zawroty głowy oraz wstała do pionu, krzywiąc się na widok długiej koszuli w prążki, jaką na sobie ujrzała. Na bosaka przeszła krótką drogę do drewnianych drzwi, uchylając je ostrożnie. Na korytarzu ujrzała siedzącą na plastikowym granatowym krześle Bridgit razem z Demi, na co wybałuszyła oczy z niedowierzania. Nadal bowiem nie mogła zrozumieć, jak mogły ze sobą koegzystować po tylu przejściach z Josephem w roli głównej. To tak, jakby ona przyjaźniła się z Kay. Na samą myśl wzdrygnęła się, przez co drzwi zaskrzypiały. Nastolatki zwróciły na to uwagę, odwracając głowy ku niej. Uniosła więc lekko kąciki ust, widząc jak podbiegają szybko by ją przytulić.
 - Jak mogłaś mi to znów zrobić! – powiedziała z wyrzutem Lovato, choć twarz miała łagodną.
  Selena wzruszyła ramionami. Czuła złość wobec tej dziewczyny spotkanej w ubikacji. Dlaczego nie odczekała kilku minut zanim się obudzi, tylko pewnie zaraz wywołała ambaras, wzywając ambulans.
 - Media pewnie huczą? – upewniła się, kiedy wszystkie trzy siedziały w przytłaczającej pustką sali.
 - Jesteś tematem numer jeden – przyznała Bridgit, wbijając wzrok w posadzkę o żółtawym odcieniu. – No i Emma Watson – dodała. – I Taylor.
  Wówczas doznała olśnienia co do nieznajomej. Stąd ta pewność, iż gdzieś ją już widziała. W tak felernej sytuacji poznała gwiazdę światowego formatu znaną przede wszystkim z roli Hermiony Granger w serii o Harry’m Potterze.
 - Co stwierdzili lekarze?
 - Nic nam nie powiedzieli, bo nie jesteśmy rodziną – rzekła z powagą Demetria, wzruszając ramionami.
  Gomez westchnęła przeciągle, przykrywając nogi kołdrą. Wiedziała, że nie dolega jej nic poważnego. Potrafiła sobie wyobrazić wizytę doktora karcącego ją prawdopodobnie za niedożywienie i nadmiar stresu, co ona wysłuchałaby, udając skupienie. Tuż po jego wyjściu zapomniałaby o sprawie, powróciwszy myślami do prawdziwie istotnych problemów. Mianowicie kontaktu z nią szukał Charlie, wiedziała to. Skoro dzwonił do niej o pieniądze, a ona zachowała się w taki, a nie inny sposób, znajdzie ją. Choćby na końcu świata, bo dla takich ludzi forsa jest zbyt ważna i potrzebna, aby dać za wygraną. Poza tym blondyn obmyślił jakiś plan - grę, w której stanowiła najważniejszy pionek.
 - Demi, pożyczysz mi telefonu? – odezwała się po dłuższej chwili ciszy.
  Szatynka spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem, lecz wyjęła z jasnej, skórzanej kurtki nowy model iPhone’a w czerwonej obudowie. Podała go Selenie jakby z nieufnością, co zezłościło tę drugą. Nie dała tego jednak po sobie poznać, biorąc od nastolatki urządzenie oraz dziękując jej z ledwie widocznym uśmiechem.
 - Jeszcze jedno. Dlaczego jesteście tutaj wy dwie? – zadała męczące ją pytanie, spoglądając na nie wyczekująco.
 - Akurat przyjechałam do was, żeby się z tobą spotkać, kiedy Taylor zadzwonił do Demi z wiadomością, że tu wylądowałaś – wyjaśniła blondynka, zerkając z wahaniem na swoją towarzyszkę.
 - Gdzie jest Tay? – spytała brunetka.
 - Na dole, poszedł po coś do zjedzenia – rzekła Dee.
 - Mogłybyście mnie na chwilę zostawić sama? – poprosiła Selena, co wywołało na twarzach dziewczyn głębokie zdziwienie.
  Nie zapytały o nic, podnosząc się oraz zaraz wychodząc z sali. Nie zwlekając nawet minuty dłużej, Selena napisała na klawiaturze telefonu już dobrze znany numer po tylu nieodebranych wcześniej połączeniach, przystawiając urządzenie do ucha. Nie denerwowała się, nawet nie bała. Przecież była w klinice, strzeżonej instytucji prywatnej, a on nie jest czarodziejem, który mógłby się teleportować z drugiego końca miasta. Wysłuchiwała wolnych sygnałów, ze stoickim spokojem czekając aż chłopak odbierze.
 - Charlie Bennet, słucham – odezwał się męski głos.
 - Odkąd ty jesteś taki oficjalny? – rzuciła bez namysłu, opadając na poduszkę.
 - A ty taka odważna? – mruknął.
 - Na długo zostajesz w Los Angeles? – zapytała.
 - Zależy w jakim czasie załatwię wszystko, co do załatwienia zostało – powiedział tajemniczo.
 - Możemy przestać się bawić w ciuciubabkę? Czego ode mnie chcesz?
 - Kochanie, tutaj nie chodzi o ciebie. Akurat wszystko, co związane z tobą to jedynie urozmaicenie mojego cennego czasu. Potrzebuję rozrywki – stwierdził przymilnym głosem, po czym roześmiał się.
 - Kiedy mam ci dać tę kasę?
 - Jutro o piątej pod hotelem Sofitel, wiesz gdzie to jest?
 - Tak – wymamrotała, po czym rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
  Musiała wykonać jeszcze jeden telefon, tym razem do Jennifer. W końcu skądś musiała wytrzasnąć pieniądze, a niestety hasła do konta bankowego nie pamiętała, jak większość gwiazd zresztą. Ktoś postronny mógłby się zdziwić, że aż tak bezgranicznie ufa obcej kobiecie, że powierza jej pieczę nad kilkunastomilionowym majątkiem. Niestety ciągu cyfrowego jej telefonu nie znała, więc ta sprawa musiała zaczekać, aż wróci do domu.
  Wtem do pomieszczenia wszedł bez uprzedzenia wysoki mężczyzna z czarną podkładką w ręku. Jego okrągła twarz z oznakami pierwszych zmarszczek wyrażała jedynie powagę, a blond włosy ledwie wystawały znad skóry głowy.
 - Dzień dobry panno Gomez – rzekł poważnie, przystając w nogach jej łóżka.
 - Mogę już wyjść? – zadała pytanie bez ogródek, podnosząc się do pozycji siedzącej.
 - W sumie tak, ale radziłbym zacząć o siebie dbać. I mam małe pytanie.
  Lekarz wydawał się nieco zmieszany tym, co miał za chwilę powiedzieć. Selena spojrzała na niego pytającym wzrokiem, zastanawiając się, co takiego go trapi.
 - Czy bierzesz, brałaś kiedyś narkotyki? – wykrztusił.
  Brunetka zmarszczyła brwi, nie mogąc pojąć, dlaczego chce to wiedzieć. W końcu robiła to sporadycznie, a tego dnia wcale. Więc nie mógł po niej poznać żadnych zmian.
 - Nie – odparła zdecydowanie. – Co panu przyszło do głowy?
 - Zrobiliśmy ci USG, kiedy byłaś nieprzytomna, co trwało nienaturalnie długo, i masz uszkodzoną wątrobę – wyjaśnił spokojnie, przyglądając się jej badawczo. – Skoro nie miałaś styczności z używkami, to powinnaś zostać u nas jeszcze kilka dni i zrobić badania. Między innymi tomografię głowy, gdyż martwi mnie ta długość omdlenia.
 - Nie, nie mogę. Porobię je innym razem, dziękuję.
 - Jak wolisz – mruknął.
  Wyszedł szybkim krokiem, co ona przyjęła z ulgą.
  Więc heroina uszkadzała ją od środka, fizycznie. Natomiast jej brak w organizmie powodował ból psychiczny. Wbrew pozorom wcale nie ruszyła jej ta wiadomość. Jeżeli tak właśnie ma się to wszystko skończyć, życie wypełnione cierpieniem, niech tak właśnie będzie. Tylko tyle potrafiła zdecydować.

  Tuż przed wybiciem ustalonej godziny ubrana w ciepłą, niebieską pikowaną kurtkę oraz z zawiązaną kolorową chustką wokół szyi szła raźnie w umówione miejsce, z którym przecież wiązała tyle wspomnień. Gdzieś tam na szczycie tego ogromnego budynku hotelu pomieszkiwała przez jakiś czas. To na tej ruchliwej jezdni Nicholas złamał przez nią nogę, to pod daszkiem tego dachu rozmawiali ze sobą, czując, że są dla siebie po prostu stworzeni.
  Selena pokręciła głową, nie chcąc dłużej o tym myśleć. Z daleka dostrzegła tuż obok szklanego zadaszenia, przy urodziwym krzewie zasadzonym w ogromnej donicy, muskularną sylwetkę osobnika płci męskiej, przyodzianego w skórzaną kurtkę z czarnym kapturem na głowie. Spod nakrycia wystawały mu poskręcane blond włosy. Bez problemu rozpoznała w nim Charlie’ego.
Podeszła do niego ostrożnie, wzdychając. Zebrawszy się na odwagę, dotknęła delikatnie jego ramienia, na co zareagował niemal błyskawicznie. Na jego wyrazistej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ktoś obcy, widząc go w takiej postawie, mógłby uznać, iż jest jednym z przyzwoitych studentów prawa lub medycyny. Jednak do tej roli musiałby zamienić swe podarte dżinsy i adidasy z odpadającą cholewą na garnitur oraz pasujące pantofle.
 - Kogo my tu mamy – odezwał się, a czar porządnego człowieka prysł. W jego głosie znów zabrzmiała ta przesłodzona uprzejmość, a zarazem kpina.
 - Proszę – powiedziała wyraźnie, podając mu do ręki białą kopertę. – Półtora tysiąca dolarów – dodała, widząc jak przygląda się przedmiotowi.
  Wziął ją do ręki, zaglądając z ciekawością do środka.
 - Postarałaś się, skarbie – stwierdził z satysfakcją.
 - Czy to już wszystko? – zapytała z udawaną obojętnością.
  Blondyn spojrzał na nią wręcz nachalnie, zaraz zerkając w stronę wejścia do hotelu.
 - Może jednak zarezerwujemy jakiś przytulny pokoik? – rzucił uwodzicielsko, po czym zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko.
  Selena odruchowo zrobiła kilka kroków do tyłu.
 - Nawet cię na to nie stać – warknęła, puszczając wodzę nerwom.
 - Chętnie poświęcę tę sumkę – rzekł Charlie. Zaczął wymachiwać przejętą chwilę wcześniej kopertą z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
  Brunetka wzdrygnęła się na samą myśl tego, co chciał z nią zrobić. Miał najwyraźniej ochotę na, jak to sam nazywał, ‘szybki numerek’. Ona natomiast widziała w nim obleśnego faceta, którego mimo wszystko było jej żal. Zapewne gdyby los obdarował go inną rodziną, środowiskiem, nigdy nie sięgnąłby po narkotyki, nie wpadł w złe towarzystwo i właśnie pilnie wkuwałby na pamięć poszczególne regułki naukowe.
 - Ech, niestety jestem umówiony za pół godziny na drugim końcu miasta, nie mogę się spóźnić. A jak znam życie, zajęłoby to nam trochę dłużej czasu niż nawet ja sam przewiduję. W końcu z taką słodką laleczką nie łatwo się rozstać – ostatnie zdanie niemal wymruczał, mrużąc przy tym oczy.
 - Pójdę już – oznajmiła sparaliżowana Gomez, odwracając się na pięcie.
 - Bez obaw, jeszcze się tu spotkamy! Los Angeles wcale nie jest tak duże, jak się wydaje – zawołał za nią.
  Pokręciła tylko przecząco głową, wiedząc, iż już nigdy nie zobaczy go na żadnej z tak dobrze znanych ulic Miasta Aniołów. Postanowiła bowiem wywrócić do góry nogami własne życie, co wymyśliła zaraz po wyjściu ze szpitala. Przecież to wszystko nie miało najmniejszego sensu. Na siłę zadowalanie fanów, rodziny, przyjaciół, marne próby sprostania obowiązkom gwiazdy.
  Wracając spacerem do domu, gdzie prawdopodobnie miała spędzić ostatni wieczór z przyjaciółkami, wyjęła telefon, by wcielić w życie swój pomysł. Wybrała numer do Jennifer, zaraz wyjawiając jej swój plan. Kobieta początkowo się oburzyła, jednak po wielu argumentach Seleny dała się namówić. Co prawda nie obyło się bez stwierdzenia, iż to Gomez jest jej pracodawczynią i musi wykonywać swoje obowiązki, ustalane właśnie przez nią.
  Została tylko jedna rzecz. Wyszukała w kontaktach numer Nicholasa, bijąc się z myślami. Pożegnała się z nim ostatecznie, nie powinna. Aczkolwiek chęć usłyszenia jego głosu zwyciężała siłą nad wszystkimi resztkami zdrowego rozsądku. Kliknęła zieloną słuchawkę, nasłuchując aż odbierze. Zrobił to już po pierwszym sygnale.
 - Sel? – odezwał się zachrypniętym głosem, co przyprawiło ją o nienaturalnie miłe dreszcze.
 - Nick, przepraszam, że dzwonię, ale.. Moglibyśmy się spotkać? – wykrztusiła, spinając mięśnie szczęki z nadzieją na pozytywną odpowiedź.
 - Tak – odrzekł bez namysłu, dzięki czemu kąciki jej ust uniosły się do góry.
 - Ale dziś – uściśliła.
 - Wiesz, ja jestem na imprezie u Nicole, ale pewnie też jesteś zaproszona, więc możemy się tu zobaczyć.
  Przyjęcie Nicole Anderson, znanej im wszystkim z Disney’a. Całkiem jej to wyleciało z głowy, jak większość spraw towarzyskich zresztą. Pamiętała jednak, iż kilkanaście dni wcześniej dostała różową kartkę z zaproszeniem, którą przyniósł listonosz poleconym. Takie same otrzymały jej współlokatorki.
 - Do zobaczenia – powiedziała, rozłączając się.
  Nie pozwalając sobie na chwilę zwłoki, złapała pierwszą lepszą taksówkę, prosząc o szybki dowóz na Lavaza Street. Tym razem miało to być ich naprawdę ostatnie spotkanie, wolała nie myśleć nad jego przebiegiem.
.

2 komentarze:

  1. Boże, jeszcze nie przeczytałam, ale to serio, czy ja śnię?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że że czytanie tego rozdziału było pod wieloma względami dobijające. Na czele stało to, że tak naprawdę ltw jeszcze nie wraca. Uświadomiłam sobie, że to pierwszy Twój blog, który czytałam i zatęskniłam za tymi czasami, kiedy byłyśmy dzieciakami nie myślącymi nawet jeszcze o takich rzeczach jak matura czy prawo jazdy. Okay, ale przejdźmy do rozdziału. Przykro się patrzy na to, co dzieje się z życiem Seleny, o ile w ogóle można to nazwać życiem. Widać, nie na już siły i ucieka się do najgłupszych sposobów, byle by tylko pozbyć się bólu choć na chwilę. Smutne jest również to, że potrafię ją zrozumieć. Niszczy siebie coraz bardziej, niszczy swoje relacje z innymi i nie potrafi tego powstrzymać. Nikt też nie potrafi jej pomóc. W sumie to nie wiem czy mam jakieś urojenia, ale kojarzy mi się impreza u Nicole...
    Skoro to jeszcze nie powrót, to cóż... Napiszę tylko, że cierpliwie na niego czekam, bo ltw zawsze będzie dla mnie ważne i zawsze będę jego wielką fanką, nawet jeśli zdecydujesz się na jego dokończenie, kiedy będziemy staruszkami mającymi po 90 lat, aczkolwiek mam nadzieję, że zrobisz to wcześniej.
    Pozdrawiam i tęsknię strasznie za Twoim pisaniem :') xx

    OdpowiedzUsuń