Ostatnia walizka została starannie zasunięta. Selena
pociągnęła za metalową rączkę, rozsuwając ją. Podniosła przedmiot do góry,
przyglądając się dokładnie pustym ścianom. Śliwkowy kolor wydawał jej się
wyjątkowo ciepły, swojski. Ogromne łoże zdawało się wołać, by go nie
opuszczała, tak samo jak miękka kanapa, drewniana meblościanka pozbawiona
wszelkich sprzętów i ozdób.
Dziewczyna wyjęła z podręcznej skórzanej torby markowy
aparat, fotografując zaraz dosłownie wszystko. Począwszy od wymyślnego wzoru na
rozłożonych na podłodze poduszkach, po widok za dużym oknem. Bez pytania
przeszła do pokoju Demetrii, który również umieściła na kliszy. Następna do
uwiecznienia była sypialnia Debby w nadmiernie dziewczęcym stylu. Multum zdjęć
ze współlokatorkami, chłopakiem oraz przyjaciółką z planu ,,Nie ma to jak
statek’’ – brązowowłosą pięknością Zoey Deutch, z którą spędzała ostatnio wiele
czasu. Oprócz tego zapachowe świeczki, plakaty przystojnych aktorów, przyjazne
kolory przywodzące na myśl lato.
Akurat robiła zdjęcie
imponującej wielkości kolekcji gadżetów z ulubionym wokalistką blondynki, kiedy
ta wparowała do środka z tymi samymi rumieńcami na policzkach, co zawsze.
- Podziwiasz
Michaela? – spytała z wymuszonym uśmiechem.
- Zwłaszcza to
jego bąbelkowe nazwisko – zaśmiała się Selena, biorąc do ręki granatowy kubek z
podobizną dojrzałego mężczyzny.
Debby spojrzała
na nią ponuro, nawet w najmniejszym stopniu nierozśmieszona.
- Tylko nie płacz
– poprosiła Gomez całkiem poważnie. – Przecież będę dzwonić, przyjedziecie do
mnie, kiedy wprowadzę się do własnego mieszkania – mówiła, pocieszając nie
tylko ją, ale jednocześnie samą siebie.
- Nie będziesz
mieszkała u taty?
- Góra przez dwa
tygodnie, żeby zaspokoić jego ojcowskie zapędy, potem się wyprowadzę. I tak wątpliwe,
czy wytrzymam ten czas z Alexis i jej córeczką – mruknęła, krzywiąc się na samo
wspomnienie kobiet.
- Demi mówiła, że
to tam.. – zaczęła Ryan, lecz Selena jej przerwała.
- Już nie będę –
obiecała, domyślając się, że chodzi o narkotyki. – A właśnie, daj mi telefon,
to wpiszę ci mój nowy numer.
Podała jej bez
wahania komórkę, wpierw wyjmując ją z obcisłych dżinsów. Ta wpisała ciąg cyfr,
którego wyuczyła się poprzedniego dnia na pamięć. Chciała prosić, by nikomu go
nie podawała, w końcu ten wyjazd miał być oderwaniem od starego otoczenia. Lecz
wtem przez rozwarte drzwi od strony holu wpadł niewielki kudłaty piesek, z
radością obwąchując każdy zakątek. Obie popatrzyły na siebie zdezorientowane,
wybałuszając oczy.
- Mały! Do nogi,
no! – darła się Demi na cały dom.
- Tutaj! –
zawołała Sel.
Szatynka za
niedługo zjawiła się w progu, wzrokiem przeczesując podłogę. Pod pachą trzymała
niewielki wiklinowy koszyk, a w dłoni zapisaną do połowy kartkę.
- Tu jesteś! –
wydyszała na widok roztrzepanego zwierzaka.
- Nie oddam mu
mojego pokoju – powiedziała Selena tonem pełnym powagi.
- Demi, po co nam
pies? – spytała Debby.
- Zapytaj Jasona –
burknęła w odpowiedzi, pokazując jej papier.
- Nie ma jeszcze
imienia, zdaję się na twoją inwencję twórczą, J – odczytała na głos Ryan,
marszcząc brwi. – To nie jest pismo Jasona – dodała po chwili.
- Tylko Josepha –
stwierdziła Sel, wyrwawszy obiekt badań z ręki przyjaciółki.
Twarz Demi
natychmiast zesztywniała, tak samo jak jej poza. Długo spoglądały po sobie
nawzajem bez słowa, oczekując aż to właśnie ona cokolwiek wydusi.
- Nazwijmy go
Carrot! – wypaliła nagle z entuzjazmem Deborah.
- Chcesz nazwać
psa na cześć warzywa? – zdziwiła się Gomez, a na jej czole pojawiły się lekkie
zmarszczki.
- Nie będziemy go
nijak nazywać, bo to nie nasz pies. Zadzwońcie do tego gnoja i powiedzcie mu,
żeby sobie zabrał przyjaciela. Dorównują sobie mózgami, więc na pewno staną się
nierozłącznymi towarzyszami – warknęła Demi. Złość w niej kipiała do tego
stopnia, że wydawało się, iż za chwilę wybuchnie gorącą lawą niczym wulkan. Nie
obdarzając nikogo swym spojrzeniem, wyszła szybko z pomieszczenia. Po chwili
rozległ się trzask drzwi gdzieś z prawej strony.
Znieruchomiałe
dziewczyny nadal miały wzrok utkwiony w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą
stała Lovato. Tak rozwścieczonej jej nie widziały już dawno. Miała bowiem to do
siebie, że trudno było ją wyprowadzić nerwowo z równowagi. Prędzej wybuchała
głośnym szlochem, niżeli okazywała swoją złość za pomocą krzyku, czy wyładowywania
energii na otaczających przedmiotach.
- No to się
wkurzyła – skwitowała Debby, biorąc na ręce psiaka oraz głaszcząc
pieszczotliwie jego brązowe futerko.
Pożegnała się już
ze wszystkimi. Były płacze, jak w przypadku Bridgit, ponure, pokrzepiające
uśmiechy od Kevina oraz Danielle, słowa życzące jej powodzenia. Odwiedziła
nawet Emily i Sterlinga, przy czym spotkanie to należało do nieco niezręcznych.
Wszyscy ci ludzie wydali jej się nagle tacy bliscy, wyjątkowi. Tworzyli ogromną
część jej życia, którą postanowiła wyrzucić, zostawić za sobą, zakryć nowymi
znajomościami, przygodami. Wiedziała, że ich nie zapomni. Nawet nie chciała.
Wielkie lotnisko
LAX Selenie kojarzyło się od pewnego czasu tylko z jednym. Z Jego
podpuchniętymi oczami, bólem uwydatnionym w czekoladowych tęczówkach. Pamiętała
każdy ułamek sekundy tamtego incydentu. Teraz porzucała wszelkie szanse na
ponowne zobaczenie tych błyszczących źrenic, pełnych malinowych ust, puszystych,
miękkich w dotyku loków. Ponownie przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie.
Zachowywał się inaczej. Nie takiego Nicka kochała, nie za tym Nickiem tęskniła
i wypłakiwała nocami oczy. Nie o nim myślała przez mniej więcej dwadzieścia
trzy godziny na dobę. Czy to możliwe, by zmienił się aż tak bardzo? Przez nią?
Z zamyślenia
wyrwała ją chłodna ręka, jaka pojawiła się na jej ramieniu. Demi wpatrywała się
w nią smutno, ignorując rozdziawione buzie otaczających je ludzi. Selena
zaczęła żałować braku zakamuflowania. Mogły chociaż założyć okulary lub wielkie
kapelusze, cokolwiek. Byle nie wywoływać sensacji. W mediach już i tak
wystarczająco często pojawiała się jej twarz z szokującą wzmianką o przerwaniu
kariery. Tylko raz przeczytała o tym artykuł. Niefortunnie w jej dłonie wpadł
ten z długim wywodem na temat zbieżności ów wydarzenia z niedawnym rozstaniem z
Jonasem. Zabolało.
Ruszyły powolnym
krokiem w stronę odprawy. Selena tylko szatynce pozwoliła odwieźć się aż w to
miejsce. Chciała ją mieć przy sobie jak najdłużej było to możliwe. Kiedy
nadszedł moment rozstania, pod powiekami obu z nich zaczęły się zbierać słone
łzy. Demetria wciąż odwracała się do tyłu, jakby oczekując, że nagle ktoś
przybiegnie i odwróci bieg zdarzeń. Nie pozwoli na wylot jej najlepszej
przyjaciółki z Los Angeles.
- To nie film –
zauważyła Selena głosem wypranym z emocji. Domyśliła się, dlaczego Demi tak
usilnie wygląda w stronę wyjścia. Sama ukradkiem tam spoglądała, w umyśle
trzymając liczne obrazy z komedii romantycznych, gdzie ukochany zatrzymuje swą
drugą połówkę tuż przed startem samolotu.
- A szkoda –
mruknęła cicho Dems. – Powinien tu być.
- Nie dziw mu się,
Dee. Na jego miejscu nie chciałabyś mnie znać. Spójrz na ciebie i Joe.
Traktujesz go tak oschle, choć nie wyrządził ci żadnej krzywdy – rzekła szczerze
Selena, wzruszając zaraz ramionami. – Moja bajka dobiegła końca, czas wrócić do
rzeczywistości.
- Na pewno jest
jakieś inne rozwiązanie z tej sytuacji – nalegała Demi, ponownie zaczynając
jeden ze swoich monologów, mających na celu odwieść Selenę od podjętych decyzji.
– Ucieczka nim nie jest.
- Albo to, albo..
– W tym miejscu przejechała znacząco palcem wskazującym po szyi. Ten gest
wyraźnie zaniepokoił Dee.
- Nawet sobie nie
żartuj – powiedziała, szturchając ją zaczepnie w ramię.
Brunetka zaśmiała
się cicho, nie mogąc uwierzyć, że będą je dzieliły setki kilometrów. Koniec
nocnych rozmów, wyżalania się, kłótni o łazienkę. Łączyło je coś niesamowitego,
trudnego do opisania. Wspólnie przeżywały zarówno każdy swój upadek, jak i
sukces. Znaczyły dla siebie więcej, niżeli każdy inny człowiek na świecie.
- Boże, co ja bez
ciebie zrobię – szepnęła Selena, rzucając się na szyję towarzyszki.
Tuliły się do
siebie z całych sił. Ten moment przerwały jednak błyski fleszy nagromadzonych w
ułamku sekundy reporterów. Chcąc jak najprędzej wyjść z kadru, Gomez cmoknęła
przyjaciółkę przelotnie w policzek, po czym szybkim krokiem odeszła. Nie
odwróciła się za siebie ani razu, ponieważ mogłaby zawrócić. Czuła to.
Dosyć prędko
przeszła przez kontrolę, po krótkim czasie siedząc na jednym z wygodnych miejsc
pierwszej klasy przy oknie. Rozejrzała się dookoła, sprawdzając, czy nie ma w
pobliżu nikogo znajomego. W oczy rzuciła jej się krótkowłosa blondynka z
okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Selena śledziła każdy jej ruch, dopóki
nie zdjęła z twarzy owego przedmiotu. Widząc jej oblicze w pełnej krasie, od
razu rozpoznała w niej Emmę Watson, aktorkę, która zadzwoniła po pogotowie
podczas gali. Pech chciał, że zajęła miejsce tuż obok. Perspektywa błogich, acz
bolesnych rozważań, prysnęła razem z usadowieniem się jej szczupłej sylwetki na
skórzanym fotelu o karmelowej barwie.
- Miło cię znów
wiedzieć – odezwała się dziewczyna, uśmiechając serdecznie.
- I wzajemnie –
powiedziała grzecznie Selena, chociaż wcale nie miała ochoty na babskie
pogawędki.
- Lecisz do Nowego
Jorku? – zapytała Emma, najwyraźniej nie mając zamiaru odpuścić tej
konwersacji. W odpowiedzi otrzymała jedynie krótkie kiwnięcie głową. – Ja też.
Masz tam kogoś?
- Ojca i macochę –
sposób wypowiedzenia bynajmniej nie wyrażał szacunku do rodzica oraz jego
wybranki. Nie uszło to uwadze filmowej Hermiony.
- Chyba nie
darzysz ich zbyt wielką sympatią – zauważyła, grzebiąc w podręcznym plecaku.
- Można tak
powiedzieć.
- Więc po co tam
jedziesz, na dodatek robiąc przerwę od kariery?
Powstrzymując
chęć wygarnięcia jej, by nie wtykała
nosa w nie swoje sprawy, wzięła kilka głębokich oddechów.
- Potrzebuję
chwili odpoczynku. - Po tym zdaniu wyjęła z torebki słuchawki razem z iPodem,
dając rozmówczyni do zrozumienia, iż nie ma ochoty na rozmowę. Ta, widząc jak
włącza muzykę, darowała sobie dalsze próby nawiązania kontaktu.
W uszach
rozbrzmiały powolne dźwięki fortepianu,
a ona bez zwłoki rozpoznała piosenkę. Upewnił ją w tym przeszywający ciało,
zachrypnięty głos. Przymknęła odruchowo powieki, palce zaciskając na
odtwarzaczu. Powinna przełączyć, wiedziała to. Nie umiała. Każde kolejne słowo,
wyśpiewywane przez niego, wprawiało jej organizm w coraz większą odrętwiałość.
Popatrzyła tępo na widok za oknem, startowali. Głowa zaczynała ją boleć, jak
zawsze podczas wylatywania. Nie przejęła się tym. Myślami była w ciepłym Los
Angeles, w przytulnym pokoju Nicholasa, słuchając jego kolejnej kompozycji do
solowego albumu. Z podziwem przyglądała się, jak Loczek wczuwał się w muzykę,
przygryzając lekko dolną wargę. Pod koniec melodii poczuła, jak spod powiek
wypływa samotna łza. Chłopak bez wahania podszedł do niej, opuszkiem palca
zaraz ocierając ciecz.
Otworzyła oczy,
orientując się, że płacze. Znów pozbywała się nadmiaru wody, bo przecież wcale
nie znajdowała się przy jego boku. I już nigdy nie miała tego doświadczyć..