sobota, 12 października 2013

R. 9 ` Bezsens

Czy istnieje jakakolwiek rzecz, która ma sens, gdy stracisz najważniejszą osobę w życiu?

  Pani Mandy czatowała pod pokojem swojej córki, zapewne z nadzieją na wyjaśnienia. Selena już drugi dzień, oprócz tych kilku wypadów do ubikacji, nie wychodziła z pomieszczenia, gdzie cały czas leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Drzwi zamknęła na klucz, nie chciała się z nikim widzieć. Istniały jedynie jej myśli, uczucia oraz od czasu do czasu nawoływania matki. Wszystkie te aspekty najchętniej by zmaterializowała i wyrzuciła  do kosza, najpierw podpalając.
  Tyle razy wmawiała sobie, że ją zrozumie. Zrozumie, bo kocha. Ale czy na pewno? Może na własne życzenie zrobiła z siebie nagrodę pocieszenia po ‘zdradzie’ Kay? Nawet jeśli, to czy to ważne? Nick Jonas ją zostawił, jednocześnie zabierając z niej wszelkie chęci do życia.
  Przymknęła powieki, lecz ujrzawszy pod nimi roześmianą twarz bruneta z tym samym co zawsze, przyciągającym spojrzeniem, od razu je otworzyła, przy czym złapała się za głowę. Siedział w jej sercu i wyniszczał powoli każdy centymetr jej ciała, nie robiąc wyjątku dla żadnej tkanki, dla żadnej komórki. Teraz rozumiała doskonale, dlaczego Demi próbowała popełnić samobójstwo. Chociaż nie, ona, Selena, miała o wiele gorszą sytuację. Dee posiadała czyste konto, natomiast Sel… Rozwaliła życie co najmniej trzem osobom.
  Po pierwsze – sobie.
  Po drugie – Kay Panabaker. Po aferze ze zdjęciami zrobił się ogromny szum wokół jej osoby, a wszelkie media oczerniały ją na każdym kroku. Wielu fanów się od niej odwróciło. Utraciła chłopaka. Selena nie była pewna, lecz podejrzewała, że Charlie nie pozostawił dziewczyny w spokoju i dość skutecznie ją szantażował. Inaczej nie potrafiła sobie wytłumaczyć jej wycofania zarówno z życia Jonasa, jak i kariery. Każda normalna osoba zgłosiłaby coś takiego na policję.
  Po trzecie – Nickowi Jonasowi. Mógł być do tej pory szczęśliwy z Kay, może już szukać pierścionka zaręczynowego. Zaprosiliby ją na ślub? Wątpliwe czy mieliby kogo. Gdyby drogi jej i Nicka się wówczas ponownie nie złączyły, do końca wakacji załadowałaby sobie śmiertelną dawkę heroiny. To jedno jest pewne.
 - Oh, Demi. Jak dobrze, że przyszłaś! – Na korytarzu rozległ się głos pani Gomez.
 - Czy coś się stało? – zapytała Demetria.
  Więc nie był u niej, pomyślała Sel.
 - Tak, ale nie mam pojęcia co. Nicholas wyjechał, a ona siedzi tam i nie chce wyjść.
  Ktoś zapukał do drzwi dwukrotnie.
 - Selly? Jesteś tam? – Zmartwiony głos Demi zdawał się łącznikiem pomiędzy światem realnym, a bólem, w jaki się zapadała.
 - Chyba każę Brianowi wywarzyć te drzwi. Co, jeśli coś sobie zrobiła? – Przestraszyła się kobieta.
 - Niech się pani nie martwi, Selena ma swój rozum – zapewniła ją sąsiadka. – Sel., to ja, Dee. Otwórz!
 - To nic nie da. Brian!
  Selena westchnęła, po czym wygrzebała się z kokonu, jaki powstał z pościeli. W pokoju panowała ciemność, gdyż zasłona w oknie szczelnie chroniła go przed światłem słonecznym. Przekręciła w zamku klucz, wyszła na korytarz. Wcale jej się to nie uśmiechało, lecz gdyby ojczym zepsuł jej drzwi, nie miałaby już krzty samotności.
 - Matko, co on z tobą zrobił, dziecko! – Przeraziła się mama, próbując ją przytulić.
  Ta jednak ominęła je obie, zamykając się w łazience. Załatwiła się oraz umyła ręce. Spojrzała w lustro nad umywalką i niemal się przestraszyła tego widoku. Tłuste, powykręcane we wszystkie strony świata włosy, zmęczona twarz z zapadniętymi policzkami i czerwonymi plamami na tle bladości, oczy bez wyrazu. Nadal miała na sobie fioletowo-czarny komplet, poskurczany z plamami na rękawach.
 Czuła się brudna. Nie tyle psychicznie, co również psychicznie.
 Postanowiła wziąć prysznic. Z kosza na pranie wygrzebała czyste sportowe spodnie oraz jej stary podkoszulek, trochę za mały. Nie chciało jej się zastanawiać, skąd się tam w ogóle znalazł. Przed wyjściem związała mokre włosy w niechlujną kitkę.
  Korytarz był pusty, aczkolwiek w swoim pokoju zastała Demi. Zerknęła na nią i już chciała się rzucić na łóżko, gdy przed oczami stanęła jej ciemność.

  Otworzyła powoli oczy, mrugając przy tym szybko. Biel dookoła zdawała się nigdzie nie kończyć. Podniosła się ostrożnie do pozycji siedzącej i rozejrzała dokładnie po pokoju, w którym się znajdowała. Po lewej stronie z dwóch małych okien wpadały promienie słońca, zatrzymując się na szarej posadzce. Obok łóżka, na którym leżała, stało jeszcze jedno dodatkowe. Z mebli stały tutaj jeszcze dwie nocne szafki oraz trzy krzesełka.
  Podniosła rękę, by odgarnąć z twarzy zagubiony kosmyk włosów, lecz poczuła, że coś jest przytwierdzone do jej dłoni. Spojrzała na nią i doznała olśnienia. Przez nylon z przezroczystą rurką przyczepiony do jednej z żył płynęła substancja z ‘butelki’ zawieszonej na srebrnym stojaku. Kroplówka. A więc znajdowała się w szpitalu. Tylko dlaczego? Zaczęła intensywnie myśleć, próbując przypomnieć sobie, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich dni. Była pewna, że przyjechała na święta do Port Angeles. Nick również tutaj przyjechał. Gdzie teraz był? Czy nie powinien obejmować warty obok jej łóżka przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, skoro dziwnym zbiegiem okoliczności znalazła się w tak paskudnym miejscu?
  Plastikowe drzwi nagle się otworzyły, stała w nich Demetria ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy. Spojrzała na przyjaciółkę, po czym uśmiechnęła się, podbiegając do niej. Po chwili mocno się przytulały.
 - Jak się czujesz? – zapytała Demi, przyciągając bliżej jedno z drewnianych krzeseł.
 - W porz.. – zaczęła, lecz głos odmówił jej posłuszeństwa. Dopiero po kilku kaszlnięciach jej gardło pozwoliło dokończyć zdanie. – W porządku. W ogóle dlaczego tutaj jestem?
 - Tak to jest, gdy się nie je. Czasem trzeba dostarczyć organizmowi trochę pożywienia. Nie wiedziałaś? – odparła z sarkazmem.
 - Dlaczego nie jadłam? Gdzie są wszyscy? – dopytywała się, wpatrując się jednocześnie w drzwi.
 - Kogo masz na myśli, mówiąc wszyscy? – zapytała ostrożnie szatynka.
 - Mamę, Nicka.. – wypowiedziała dziewczyna, po czym doszła do niej prawda. Przerażająca prawda. Nick jej nienawidzi. Dlatego go tutaj nie ma. On nie chce jej znać. Poczuła pod gardłem ogromną pustkę, kiedy Lovato próbowała odpowiedzieć na jej pytanie.
 - Twoja mama jest na dole w kawiarence. A Nick.. On.. No.. Pewnie jest w Los Angeles…
 - Zapomniałam – wyszeptała Selena, opadając na poduszkę. Obróciła się w stronę okna, tym samym tyłem do Dee oraz owinęła szczelniej kołdrą.
 - Sel..  Przepraszam, że tak bezceremonialnie, ale.. Co się stało?
  Nie miała sił do otwarcia ust. Wszystko wydało jej się znów tak bezsensowne.
 - Selly – zaczęła Demi, głaszcząc ją po ramieniu.
 - Co? – Odwróciła się gwałtownie, a na jej twarz wstąpiła złość.
 - Dobra, nie denerwuj się tak.
 - Nie powiem ci nic. Nie chcę przechodzić przez to drugi raz, rozumiesz?! – niemal krzyczała. – Zrobisz to samo, co on, kiedy się dowiesz! Stracę wszystkich! Już straciłam! Po co mi takie życie?!
 - Selena, spokojnie. Nie zostawię cię, nigdy. – Dziewczyna objęła ramieniem zapłakaną przyjaciółkę, próbując ją uspokoić.
 - Ty nic nie wiesz.. Nie masz pojęcia…
 - Więc mnie uświadom.
 - Zapytaj Nicka. Albo Sterlinga. Jak wolisz. – Odepchnęła ją zdecydowanym ruchem, znów wracając do pozycji leżącej, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
  Zapanowała cisza. Przerwały ją po chwili głośniejsze głosy z korytarza.
 - Nie obudziła się? – zapytała pani Gomez ściszonym głosem, kiedy wszystko wróciło do normy.
 - Nie – odparła sucho Demetria.
  Po chwili ktoś trzasnął drzwiami.
  Brunetka leżała bez ruchu, słysząc jedynie miarowy oddech matki oraz kroki dobiegające zza ściany. Gdzieś tam znajdowali się ludzie. Może i chorzy, ale zapewne z wielką garścią rodziny wokół łóżka. Rodziny, która ich kochała. Dwójka rodziców, dzieci, mąż… Ona nigdy tego nie doświadczy. Ona nie ma zamiaru tego doświadczyć. Ona nie dożyje tylu lat, ile tamte osoby.
 - Wiesz córeczko.. – odezwała się kobieta. – Wiem, że mnie nie słyszysz, ale wiem również, że niedługo się obudzisz. Nie potrafiłabym żyć, gdyby Bóg mi cię zabrał. – Pogładziła ją po głowie, a po policzku Seleny spłynęło kilka łez.
  Przed oczami stanął jej okropny obraz. Zapłakana Mandy Gomez w czarnym palcie stała gdzieś na cmentarzu wokół grobów oraz sterty innych ludzi, wtulając się w umięśniony tors Brian’a. Ksiądz czytał coś zawzięcie ze swej księgi, a czterej mężczyźni trzymali mocno sznury, na których leżała jasnobrązowa trumna z krzyżem po środku. Pod nią świecił pustką czarny dół. Kiedy ksiądz umilkł, a czwórka zaczęła powoli opuszczać przedmiot w dół, kobieta wyrwała się z objęć ukochanego i rzuciła w stronę swojej córki, ukrytej pod ciężką pokrywą.
  Selena czym prędzej otworzyła oczy, próbując otrząsnąć się z widoku. Jak mogła w ogóle o tym pomyśleć? Przecież nie mogła jej tego zrobić. Mamie. Swojej własnej mamie, która ją wychowała, która pocieszała ją po każdej jedynce w szkole, opatrywała cierpliwie tysiąc razy jedno i to samo kolano, radziła, jak poradzić sobie z natrętnymi koleżankami, nauczyła jak nie popaść w pułapkę sławy.
  W takim razie, co począć? Żyć? Co to za rozwiązanie… Żadne. Zabić się? Nie mogłaby…
  Ciemny pokój z trzema drzwiami w środku. Dwoje z nich stoją otworem, jednakże ostatnie są zamknięte na klucz. Można na nie napierać, próbować otwierać wsuwką, lecz to nic nie da. Za nimi kryje się tajemnica. Tajemnica, jakiej nie odkrył jeszcze żaden wybitny filozof. Jak więc odczytać ma ją Selena Gomez? Zwykła dziewczyna z przeciętnym umysłem. Jak znaleźć odpowiedź na tak ważne pytanie. Jak żyć?

Kiedy nie ma obok kogoś, kogo kochasz całym sercem. Ponad wszystko. Mimo wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz