sobota, 12 października 2013

R. 10 ` Lot

No to najlepszego w nowym roku – powiedziała Demi, próbując wymusić na twarzy uśmiech.
 - Taa.. Tobie też – odparła Selena, podnosząc do góry kieliszek napełniony szampanem. Stuknęła go lekko ze szklanym naczyniem przyjaciółki, po czym obie upiły po łyku. Za oknem pokoju Demetrii zaczęły się rozbłyskiwać kolorowe strzępy fajerwerków.
 - Burdel się tu zrobił – zauważyła szatynka, odstawiając przedmiot na ziemię.
  Selena rozejrzała się po wnętrzu. Przed łóżkiem, gdzie siedziały, walały się puste butelki po bezalkoholowym, owocowym szampanie, papierki po różnorodnych smakołykach, pudełka z lodów oraz miseczki po chipsach. Dookoła panowała ciemność, jedynie różnobarwne światło z podwórka rozświetlało pomieszczenie.
  Dziewczyny przebywały w tym miejscu już kilka godzin, obżerając się wszystkim, co tylko im się nawinęło. Matka i ojczym panny Lovato wybyli na jedną z imprez noworocznych, Dallas spędzała ten wieczór w jednym z nocnych klubów, a Madison wywieziono do najlepszej koleżanki – rudowłosej Bonnie Hill. Tak oto posiadały pusty dom, lecz mimo to wybrały mały pokoik Dee na swoją ‘zabawę sylwestrową’. Co prawdaż zamiast kreacji wieczorowych miały na sobie wydarte dresy, a twarze zapadnięte w smutku, lecz każda z nich próbowała z siebie wydusić choć krztę entuzjazmu, aby pocieszyć tą drugą.
 - To zabawne. Zobacz, do czego doprowadzili nas Jonasi – odezwała się Demi, pokazując wymownie ręką na ich oblicza.
 - Mów za siebie. Ja mam to wszystko na własne życzenie – westchnęła Sel, przejeżdżając opuszkiem palca po drewnianej ramie.
 - Powinien cię wysłuchać w spokoju i spróbować zrozumieć. Zresztą sam również nie jest bez winy.
  Przyjaciółka Gomez dowiedziała się o wszystkich wydarzeniach, mających miejsce jeszcze w Nowym Jorku od Sterlinga. Niechętnie, jednakże opowiedział jej wszystko po deklaracji Seleny, że obojętne jest jej już czy ktokolwiek się o tym dowie, czy też nie. Wbrew obawom brunetki pozostała przy niej, chociaż sama zainteresowana nie wiedziała dokładnie dlaczego. Może ją rozumiała, przez to, że akurat znajdowała się w identycznej sytuacji, co ona sama kiedyś?
 - Nie dziwię mu się. Zrobiłabym to samo na jego miejscu. No chyba, że bym go pokochała – wyznała, zsuwając się do pozycji niemal leżącej. Głową uderzyła kilka razy w ścianę z nadzieją, że tak wypłoszy chłopaka z mózgu.
 - Rozwalisz mi ścianę – upomniała ją Demetria, układając nogi po turecku.
 - Sorry… – Zaprzestała nowego sposobu, i tak stwierdziwszy, że nic nie pomógł.
 - Przecież on cię kocha.
 - Właśnie wida.. – Przerwał jej dźwięk jednej z piosenek Jonas Brothers. Sądząc po pierwszych taktach oraz ochrypniętym głosie Loczka, był to hit When You Look Me In The Eyes. Pod wpływem tego ostatniego Selena przymrużyła oczy, próbując uspokoić swoje ciało, które reagowało nadal tak samo na wszelkie rzeczy z nim związane. Rękoma odszukała po omacku pluszowego misia, towarzyszącego im tego dnia, po czym przytuliła go mocno do siebie, słysząc jak Demi odbiera telefon.
 - Hej, Debby. – Uśmiechnęła się, patrząc znacząco na Selenę.
  Ta wpatrywała się w nią, jednakże nie wypuściła pluszaka z objęć. Śledziła kawałki rozmowy, wypowiadane przez towarzyszkę, chociaż nie zastanawiała się zbytnio nad ich treścią. Spojrzała na przestrzeń za oknem. Ośnieżony ogród jej matki zdawał się dodawać uroku lasom kryjącym się tuż za nim. Tam posypane niczym pudrem świerki kołysały się lekko za inicjatywą wiatru. Ciemne chmury osłaniające jasnobłękitne niebo jakby przed złem, kryjącym się na Ziemi, zdawały się nigdzie nie kończyć. Od pobytu w szpitalu próbowała się skupiać na najmniejszych nawet szczegółach otoczenia, próbując je starannie zapamiętać. Wszystko, byle tylko nie wspominać, byle tylko nie myśleć o Nim.
  Demetria odłożyła najnowszy model I’phona na mały stoliczek z Ikei.
 - Debby przesyła najlepsze życzenia noworoczne – poinformowała Selenę, sadowiąc się przy niej.
 - Miło. Co u niej?
 - Jak zawsze. Radość tryska na pięć stron. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Dostała bilety na londyńską premierę Pottera pod choinkę. Cieszy się jak dwunastolatka.
 - Czyli jak zwykła ona. – Zaśmiały się.
 - Ma 4 bilety – uściśliła Dee.
 - Czyli pojedzie Jason, Ty i Bridgit. – Wzruszyła ramionami, sięgając po nieotwartą jeszcze paczkę chipsów paprykowych.
 - Nie ma mowy! – oburzyła się, wyrywając jej przekąskę z rąk.
 - Nie lubię szampana – stwierdziła brunetka, rzucając okiem na swój kieliszek, stojący na biurku. Tym samym zignorowała zaperzenia Demi.
 - Czemu? – Zmarszczyła brwi.
 - Kay piła szampana, kiedy przyszłam do niej do hotelu. Swoją drogą to dosyć dziwne.. Była taka wesoła, jeszcze ten szampan… A jednak była sama.
 - Może nie była?
 - Niemożliwe – skwitowała Selena, podnosząc się. – Muszę do ubikacji – wyjaśniła, widząc pytający wzrok przyjaciółki.

  Dwie osiemnastolatki ciągnęły za sobą po jednej ciężkiej walizce, zmierzając do jednej z pań, sprawdzających bilety oraz ciężkość bagażu. Krótko przystrzyżona, kruczowłosa kobieta uśmiechnęła się do nich promiennie, najwyraźniej z daleka rozpoznając swe sławne klientki.
 - Dzień dobry – rzekła miłym głosem.
 - Dzień dobry – odpowiedziała zniecierpliwiona Demi, podając jej papiery. Poprawiła nerwowo czapkę z daszkiem, zerkając co chwila za siebie. Jedynym, czego teraz z Seleną najmniej pragnęły, był napad fanów. Jej towarzyszka stała nieruchomo, przyglądając się poczynaniom służby lotniska. Nikt jednak nie mógł się tego dowiedzieć, gdyż twarz zakrywały jej ciemne okulary.
 - Samolot odlatuje za czterdzieści minut, zapraszam do odprawy. – Ponownie wyszczerzyła zęby, oddając dziewczynom ich rzeczy.
 - Dziękuję – odparła spokojnie szatynka.
 - Życzę miłego lotu – rzuciła pracownica, kiedy odchodziły.
 - Głupia zołza – mruknęła Sel.
 - Dlaczego?
 - Zachowywała się tak tylko dlatego, że jesteśmy sławne – powiedziała, lecz na tym temat został zakończony, ponieważ doszły do miejsca odprawy, a tam tęgi mężczyzna sprawdzał każdy zakamarek ich torebek.
  Lotnisko w Seattle, skąd były zmuszone wracać do Los Angeles, było dość duże, choć w porównaniu z LAX w LA musiało się umyć wraz ze swoją wielkością. Pierwsza klasa samolotu wyglądała dosyć zachęcająco. Trzy rzędy dwuosobowych foteli o jasnokremowym odcieniu oraz małe telewizorki na tylnich oparciach. Każdy pasażer mógł również skorzystać z telefonu pokładowego, a stewardessa już czekała razem z metalowym wózkiem pełnym łakoci na pierwszy obchód.
  Dziewczęta usadowiły się w prawym rzędzie od wejścia, Demi wygrała rzutem monety miejsce przy oknie. Czyste niebo z kilkoma białymi chmurami nie zapowiadało żadnych komplikacji, a słońce powoli zapadało się pod horyzont. Selena wyjęła z ciemnobrązowej torby słuchawki.
 - Pożyczysz telefonu? – spytała przyjaciółkę, gdy ta patrzyła tępo przed siebie.
 - Nie wolno używać – stwierdziła, nawet na nią nie spojrzawszy.
 - Chcę tylko posłuchać muzyki, a wiesz, że mój jest rozwalony.
 - Yhm – wymamrotała bezcelowo.
 - Cholera, co ty tam Boga widzisz?! – Zezłościła się Gomez, próbując dopatrzeć się osoby bądź rzeczy, której tak usilnie przyglądała się Demi. Rozglądała się dookoła, aż nagle wstrzymała oddech.
  Szczupły stewardess w granatowym uniformie i włosami związanymi w kucyka nawijał do chłopaka z ciemnymi lokami, podczas gdy ten pisał coś grubym markerem w notesie. Po chwili oddał go fanowi, a sam podążył przed siebie, szukając wzrokiem odpowiedniego miejsca.
  Selena czym prędzej założyła na nos swoje okulary, a przyjaciółce wcisnęła na głowę bordową czapkę. Szybko chwyciły gazetki reklamowe, leżące na specjalnym stojaku przybitym pod jednym z ekranów. Podniosły je do poziomu ust, a brunetka dzięki szkłom przeciwsłonecznym mogła się przypatrywać poczynaniom Nicholasa.
  Przeszedł obok nich, aby przysiąść gdzieś na końcu lepszej części samolotu. Wyraz twarzy miał nieprzenikniony, jakby… martwy na tle białej niczym kreda skóry.
 - Uhh – odetchnęła Demetria, ściągając nakrycie z włosów. – Już myślałam, że będziemy musiały się ukrywać aż do Los Angeles.
  Selena słyszała ją doskonale, ale głowę wciąż trzymała odwróconą w stronę swojego chłopaka. Byłego chłopaka. Fakt, iż nie chce ją znać, zalicza się w końcu do zerwania, prawda? Nie mogła dostrzec nic poza wystającymi lokami. Tak je uwielbiała… Pamiętała doskonale, jak cudownie świeciły się w nich krople deszczu oraz płatki śniegu. Gdy je z nich wytrzepywał, przypominał jej jednego z greckich bogów, idealnego. Zamarzyła, żeby usłyszeć jego charakterystyczny głos. Za nim mogłaby pójść na koniec świata, może nawet jeszcze dalej. Chciała zobaczyć jego uśmiech, przy niej zawsze taki szeroki. Podczas gdy prasa spekulowała, dlaczego nigdy nie odsłania swoich zębów, co było wręcz przekomiczne, ona oglądała je codziennie.
  Ni stąd, ni zowąd poczuła jak słone łzy spływają po jej policzkach.
 - Selly… - usłyszała za sobą, a ktoś położył rękę na jej ramieniu.
 - Idę do łazienki – oświadczyła, przecierając rękawem swego błękitnego sweterka twarz oraz rzucając okulary na siedzenie.
  Nie bardzo wiedziała, co robi. Po jedno chciała się stać niewidzialna, aby tylko jej nie dostrzegł. Po drugie żyła nadzieją, niewyobrażalnie ogromną nadzieją, że na nią zerknie, poprosi o rozmowę, uśmiechnie się promiennie…
Stop, powiedziała sobie w myślach. On cię nienawidzi, pojmij to wreszcie!
  Mimo to, kiedy dzieliło ją od niego zaledwie pół metra, serce zaczęło bić jak oszalałe, a płuca pobierały zdwojoną dawkę tlenu. Trwało to zaledwie sekundę, następnie go ominęła, a ciało przeszyło uczucie porażki. Co ona sobie myślała, że tak po prostu oderwie wzrok od okna i…
 - Przepraszam panią, proszę usiąść na miejscu, startujemy – rozbrzmiało z głośników. Odwróciła się gwałtownie. Oczy wszystkich pasażerów były skierowane ku jej osobie. Jego również. Widać w nich było niemal przerażenie. Zdziwienie i… ból?
 - Tak, przepraszam, już – wymamrotała, śpiesząc na swoje siedzenie.
 - No to już wie – podsumowała sytuację Demi, przeglądając programy możliwe do obejrzenia na małym monitorku.
 - Ty to umiesz pocieszyć – zauważyła Selena, łamiącym się głosem, podciągając nogi pod kolana.
 - Wiem, że ci ciężko, ale nic na to nie poradzimy. Możesz iść i spróbować mu to wytłumaczyć jeszcze raz, na spokojnie. – Dee objęła ją ramieniem.
 - Nie.. dam rady.. – zachlipała brunetka.
 - Przepraszam panią, musi pani zdjąć nogi z fotela, inaczej będę zmuszona wezwać ochronę. Ubrudzi je pani – powiedziała uśmiechnięta stewardessa, którą dopiero teraz zauważyły.
 - Co jeszcze?! Jestem Selena Gomez i będę robić, co mi się żywnie podoba! – krzyknęła, nie spełniając prośby. Znów znalazła się w centrum uwagi.
 - Te, gwiazdka, przymknij się i rób co mówią! Opóźniasz lot! – zawołał jakiś podstarzały mężczyzna z sąsiedniego rzędu, na co wszyscy zaczęli przytakiwać.
  Wściekła Selena zdjęła ze swych stóp zielonkawe botki, po czym położyła je starannie na podłodze, próbując się uspokoić.
 - Pasuje? – zwróciła się do blondynki cukierkowym głosem.
 - Tak, chyba tak.. – odparła speszona, oddalając się.
  Brunetka oparła głowę oraz zapięła pas bezpieczeństwa. Miała dość tego lotu, a przecież jeszcze się nawet nie zaczął.
  - Dlaczego leci dopiero teraz? – odezwała się w połowie drogi, kiedy Demetria oglądała jeden z odcinków ,,Jasia Fasoli’’.
 - Co? – zapytała zdezorientowana, odwracając się w jej stronę.
 - Przecież minął tydzień, co on robił tyle czasu w Port Angeles, czy tam Seattle? – kontynuowała swoje głośne myśli. 
 - Tego możemy się dowiedzieć tylko od niego.
 - Tak, podejdę do niego i zapytam się, co robił. Dee, ty wiesz, co mówisz?
 - Ty nie, ale ja… To inna sprawa. – Poruszyła zabawnie brwiami, po czym zaczęła wstawać.
 - Co ja tu robię… - westchnęła Gomez, kiedy szatynka zniknęła z jej pola widzenia.
  Minęło dobre kilkanaście minut, zanim Demetria wróciła. Minę miała dość nietęgą, co mogło wywołać jedynie niepokój. Opadła bezwładnie na miękkie siedzenie, wpierw przekraczając nogi czarnulki.
 - I co? – spytała ta ostatnia, zniecierpliwiona jej milczeniem.
 - Tak jakby nie chciał ze mną gadać – przyznała, nie kryjąc własnego zdziwienia.
 - To co ty tam robiłaś tyle czasu?
 - No cóż, rozpłakał się…
  Słysząc te słowa, Selena momentalnie wstrzymała ruchy swojej klatki piersiowej. Płuca domagały się powietrza, więc już po chwili je tam dopuściła. Czuła się okropnie. Nick przez nią płakał. Dopuściła do tego, że osoba, na której zależy jej jak na nikim innym, przez nią cierpiała.
 - Jestem idiotką, to wszystko moja wina. Jak mogłam… - zaczęła.
 - Przestań, Sel. Na twoim miejscu zrobiłabym to samo.
 - Ty jesteś na moim miejscu! Jesteś w identycznej sytuacji, co ja wtedy. Jakoś nie widzę żadnych narkotyków, zbirów, a Bridgit jeszcze nie została zgwałcona.
  Demi już otworzyła usta, aby jakoś odpowiedzieć przyjaciółce, lecz odpuściła, przytulając ją mocno.
  - Witamy w Los Angeles. Jest 15 stopni Celsjusza, a na niebie świeci słońce. Myślę, że lot był udany. Dziękujemy za użycie naszych linii lotniczy oraz zapraszamy ponownie – ogłaszał wcześniej wspomniany stewardess z uśmiechem przyklejonym do ust.
  Wszyscy próbowali dotrzeć do wyjścia, powstał istny chaos. Tylko trzy osoby wciąż się nie ruszały, czekając aż inni wyjdą i zakończy się owy rozgardiasz. Wnet na białe dostawiane schody wkroczyła gruba pani po czterdziestce, dzięki czemu wnętrze samolotu opustoszało.
  Brunetka się podniosła, ubrawszy już swe buty oraz ciągnąc swoją torebkę. Zapięła starannie guziki śliwkowego płaszcza, zauważywszy, że Demi jest już gotowa do wyjścia na zewnątrz.
 - Chodźmy. – Uśmiechnęła się, a Selena przytaknęła jej cicho pod nosem.
  Już czuły powiew świeżego powietrza, wydobywający się z dworu, kiedy coś sobie przypomniała.
 - Zapomniałam słuchawek. Dogonię cię – zapewniła, wracając do przedziału.
  Była już w połowie drogi, kiedy uderzyła o coś twardego. Podniosła głowę, rozmasowując lekko czoło i mimowolnie rozszerzyła oczy.
 - Przepraszam – bąknął Nicholas, omijając ją ze spuszczoną głową.
 - Nick! – zawołała, odwracając się do niego.
  Przystanął oraz z widocznym oporem spojrzał na nią.
 - Tak? – wypowiedział z trudem.
  Nie bardzo wiedząc, co robi, podeszła do niego, cały czas wpatrując się w te piękne, czekoladowe oczy. Jego brat miał podobne, jednakże w Jego można było dostrzec niesamowitą głębię. Hipnotyzowały, mąciły dziewczynie w głowie. Czerwone gałki zdradzały jego stan, ale w tym momencie nic się nie liczyło.
  Wzięła w ręce końce jego skórzanej, cielistej kurtki, po czym wpiła się w jego słodkie usta. Chłopak położył swe dłonie na jej tułowiu, przyciągając ją do siebie. Torba Nicka spadła z łoskotem na podłogę. To było fantastyczne odczucie, choć na chwilę zapomniała o wszystkich problemach. Liczył się tylko On. Jego pocałunki oraz przyciągające oczy.
  Te wspaniałe minuty przerwało donośne chrząknięcie. Oderwali się od siebie jak poparzeni, choć nie próbowali nawet odnaleźć źródła tego dźwięku. Ich oczy nadal pozostawały jakby ze sobą złączone.
  Nagle Nick zakończył magiczne połączenie, łapiąc swój bagaż i w pośpiechu wybiegając z samolotu. Po twarzy Seleny znów zaczęły spływać strumienie łez.

 Kocham Cię…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz