,,Pewna siebie brunetka maszerowała jedną z najbardziej obskurnych ulic
Los Angeles. Wysokie obcasy i płaszcz od jednej z najlepszych projektantek
Ameryki nie pasowały do tej dzielnicy. Smród rozprzestrzeniający się dookoła
sprawiał, że marszczyła nos, a biegające dzieci w brudnych łachmanach
pokazywały ją sobie palcami, na co ona jedynie rzucała im pogardliwe
spojrzenia. Była lepsza. Czuła się lepsza. Gdy zbliżała się do swojego celu,
którym był zaułek pomiędzy dwoma ceglanymi budynkami, wyjęła z torebki plik
pieniędzy.
- To co zawsze – odezwała się do
blondyna w spodniach z szerokim krokiem oraz obcisłej koszulce, czekającego na
nią w ustalonym wcześniej miejscu.
- Klient nasz pan – powiedział
chłopak z charakterystycznym akcentem, podając jej dość sporą paczkę. Wzięła ją
bez słowa, a do jego ręki wcisnęła wcześniej wyjętą forsę.
- Reszty nie trzeba. – Uśmiechnęła
się szyderczo, spoglądając jednoznacznie na zniszczone adidasy towarzysza.
- Nie myśl sobie, że jesteś…”
- Cięcie!
– krzyknął męski głos, a Selena rozejrzała się dookoła. Otaczało ją
kilkadziesiąt osób, a każdy przyglądał się właśnie jej. – Selena, czy tobie się
miejsca nie pomyliły? – zapytał reżyser ze wściekłą miną.
- Tak? –
bąknęła zdezorientowana.
- Grasz
dziewczynę o imieniu Caroline. Caroline! Nie słup! – Mężczyzna rzucił
scenariusz na mały stolik z trzaskiem, po czym opadł na podpisany swoim
nazwiskiem fotel.
- Sel,
rozluźnij się – szepnął jej do ucha Taylor, z którym przez cały czas trzymali
się za ręce.
Dopiero
teraz zdała sobie sprawę z tego, że jest na planie swojego nowego filmu, a
przed chwilą znów odpłynęła do wspomnień, które obudził w niej tydzień
wcześniej Joseph Jonas.
- Tak,
dzięki – powiedziała do kolegi, uśmiechając się.
Selena, weź się w garść, rozkazała sobie w myślach.
- Gotowa? –
spytał pan Yates, reżyser, nieco spokojniejszym głosem.
- Tak –
odrzekła pewnie.
- Akcja!
To było
ciężkie przedpołudnie. Od feralnej rozmowy z Joe w szpitalu Gomez często
rozmyślała nad swoją przeszłością. Niestety, co rusz skutkowało to również w
pracy. Próbowała sobie to jakoś wybić z głowy, sądząc, że przecież Jonas nie wyda jej przed bratem, a choćby
nawet, to Nick by ją zrozumiał. On zawsze starał się wczuć w sytuację osoby,
zanim ją osądził. Kochał ją. Powtarzał to tyle razy. Nawet tak drobna
informacja nie mogła zniszczyć ich relacji od tak. Ale czy na pewno?
- Selena,
czekaj! – zawołał ktoś z tyłu. Dziewczyna obróciła się instynktownie i
zobaczyła krótko ostrzyżonego Lautnera, biegnącego w jej kierunku z kurtką
zawieszoną na ramieniu. Spełniła jego prośbę, przystając przy jakimś starym
pomarańczowym mercedesie na parkingu przed studiem.
- O co
chodzi? – spytała, gdy zatrzymał się tuż przed nią.
- O nic. To
znaczy.. – Podrapał się po głowie, nie ukrywając zakłopotania. – Czy.. U ciebie
wszystko w porządku?
- Tak, a
dlaczego pytasz? – Przekrzywiła głowę z zaciekawieniem, choć dobrze wiedziała,
o co mu chodzi.
- No, bo.. Nie
było cię tyle dni, a dziś dziwnie się zachowywałaś na tym planie – wydukał,
patrząc na stopy. To aż dziwne, że zazwyczaj tak przebojowy i cechujący się
odwagą człowiek, palił rumieńca, gdy tylko chodziło o czyjąś sprawę osobistą. W
połączeniu z jego muskularną budową ciała wyglądało to dość komicznie.
- Miałam
poważną sytuację rodzinną, a dziś.. Po prostu jestem trochę przemęczona – wyznała
z wymuszonym uśmiechem.
- Och, to
przepraszam. Myślałem, że może pokłóciłaś się z Nickiem albo.. – zaczął, lecz
od razu mu przerwała.
- Między
mną a Nickiem jest wszystko w jak najlepszym porządku.
- To
dobrze. – Posłał jej szelmowski uśmiech. Mimo to wiedziała, iż powiedział
dokładnie to, co myślał. Zawsze to robił.
- Ubierz tą
kurtkę. - Rozkazała mu. W końcu był to już początek grudnia, a on stał na
dworze w koszulce z krótkim rękawem.
- Co? A,
tak. – Od razu założył skórzaną część garderoby na ramiona.
- Teraz
lepiej. Ale ja już idę, muszę zobaczyć co z Dems.
- Demi?
Stało się coś? – Zmarszczył brwi.
- Nie.. To
znaczy.. Tak, ale to dłuższa historia, a mi się śpieszy. Innym razem. Do zobaczenia
jutro. – Uśmiechnęła się przepraszająco, poprawiając na głowie cienką czapkę,
po czym ruszyła w kierunku swojego citroena c3.
- Pa! –
zawołał za nią Tay.
Dziewczyna
wsiadła do samochodu i od razu włożyła kluczyk do stacyjki, aby zapalić silnik.
Chciała jak najszybciej znaleźć się pod kliniką, skąd miała odebrać Demetrię.
Zbyt długo tam nie leżała, jednakże lekarze zadecydowali, że jej stan fizyczny
jest w jak najlepszej normie, a od psychiki są inne ośrodki.
Selena
jeszcze nie powiedziała przyjaciółce, że zamiaruje ją wysłać do psychiatry,
lecz już wiedziała, że Lovato będzie stawiała opory. Miała jednak nadzieję, że
razem z Debby uda im się ją do tego przekonać, jako że na pomoc ze strony jej
rodziny nie ma co liczyć. Zwłaszcza, że gdyby się dowiedzieli o próbie
samobójczej Demetrii, od razu zabraliby ją swojego domu w Port Angeles, a ona,
Selena, straciłaby z nią kontakt.
Podczas
drogi z jej torby wydobył się dźwięk przychodzącego smsa. Nie zważając na
sytuację na jezdni, gdzie zaczął obficie padać deszcz, oderwała prawą rękę od
kierownicy i zaczęła nią szukać telefonu. Udało jej się to po chwili, akurat
gdy zatrzymała samochód na światłach.
Na wyświetlaczu odczytała imię swojego chłopaka.
,,Odebrałem Dems, jedź prosto do domu. Nie gniewaj się ;)’’, napisał.
Dziewczyna
zazgrzytała zębami ze złości, jednak zaczekała ze stoickim spokojem na zielone
światło, po czym zawróciła na skrzyżowaniu. Nie była pewna czy to zgodne z
prawem, jednakże nie przejmowała się tak przyziemnymi sprawami jak mandat.
Pieniądze nigdy nie odgrywały w jej życiu zbyt wielkiej roli. W domu się nie
przelewało, owszem, zwłaszcza po rozwodzie rodziców, lecz potem jej matka
ożeniła się z Brian’em, który dwoma słowami był nieźle nadziany. Później
zatrudnił ją Disney, a wtedy na jej konto bankowe zaczęły wpływać krocie. Z
czasem dorastania jej kariera nabierała tempa, a owe konto wzbogacało się z
tygodnia na tydzień.
Zaparkowała zręcznie pod domem obok samochodu Nicholasa, chwyciła torbę,
po czym wysiadła z auta. Pani Charles przyglądała jej się z krzywą miną,
podlewając swe rabatki.
- Dzień
dobry – powiedziała do niej, jednakże ta nie raczyła odpowiedzieć. Nie czekając
ani minuty dłużej, wparowała do budynku, chcąc znaleźć się przy najbliższych.
Już w holu
jej nozdrzy dobiegł zapach świeżych ziół oraz roztopionego sera. Zdjęła
pospiesznie wysokie buty, zawiesiła płaszcz na haczyku, po czym weszła do
kuchni z szerokim uśmiechem.
Zobaczyła tam całą trójkę. Nick w fartuchu siekał
coś ostrym nożem, Debby majstrowała przy piecyku, a Demi wyciągała z szafki
talerze. Selena bez zastanowienia rzuciła się tej ostatniej na szyję.
- Bez
takich czułości, bo będę zazdrosny! – powiedział z wyrzutem Nick, a Debby
parsknęła na to śmiechem.
- Ty na to
nie licz, bo mogłeś mi napisać wcześniej, że ją odbierzesz z tego szpitala. Nie
musiałabym bezcześcić prawa, zawracając na skrzyżowaniu – rzekła z przekąsem
Sel.
- No już
dobra, zapłacę za ciebie ten mandat.
- A kto
powiedział, że dostałam mandat?
- Ja. – Wyszczerzył
się.
- Selly,
możesz wyjąć colę z lodówki? – rzuciła Debby.
- Selly? –
Zainteresowana uniosła brwi.
- Nie
czepiaj się.
Brunetka
westchnęła, po czym udała się do lodówki, aby zabrać napój.
- Tak właściwie,
to co gotujecie? – spytała, zatrzaskując drzwiczki.
- Pizzę –
odpowiedział Nick z wyczuwalną dumą.
- Szef
kuchni Nicholas?
- Daruj
sobie sarkazm, jeszcze będziesz błagać o dokładkę – powiedział, wracając do
krojenia zielska.
- Nick! To
jest wspaniałe – wykrztusiła z podziwem Demi, przed kolejnym łapczywym gryzem
posiłku. Wyglądała zadziwiająco dobrze jak na osobę po czasie spędzonym w
szpitalu z powodu próby samobójczej. Ciemne włosy związała w schludny kucyk, a
twarz pozostawiła bez makijażu. Nawet szary dres dodawał jej osobie uroku.
- Zgadzam
się w stu procentach – dodała Deborah.
- Dziękuję,
dziękuję – rzekł demonstracyjnie Nick. – A ty co sądzisz? – zapytał, spoglądając
na Selenę, która patrzyła na swój kawałek nieobecnym wzrokiem.
- Co? Aa…
No nie powiem, całkiem dobra – przyznała, chcąc wywołać na jego twarzy
łobuzerski uśmiech.
- Przecież
nawet nie tknęłaś – powiedział, przegryzając wargę.
- Przepraszam
Nick. Jestem zmęczona. – Upiła łyk coli ze swojej szklanki, po czym wstała od
stołu. – Położę się.
Nie
oczekując ich reakcji poszła wolnym krokiem na górę, gdzie wzięła szybki
prysznic i przebrała się w koronkową piżamę. Zanim wyszła z łazienki, spojrzała
na swoje odbicie w lustrze.
- Zmieniłaś
się, Sel - szepnęła. – Tamta osoba to nie ty, Nick zrozumie.
Kiedy
położyła się do miękkiego łóżka, a ciało przykryła kołdrą, ktoś zapukał do
drzwi.
- Mogę? –
rozbrzmiał zachrypnięty głos Nicholasa.
- Tak –
odpowiedziała, przymykając powieki.
Chłopak
wszedł niepewnie do środka i przysiadł na skraju materaca.
- Dobrze
się czujesz? – spytał.
- Tak. Po
prostu mam za sobą ciężki dzień. – Uśmiechnęła się lekko.
- W
porządku. Chciałem ci tylko powiedzieć, że mama zaprasza nas na wigilię.
- Oh, to
miło z jej strony. Podziękuj jej ode mnie.
- Jasne.
Pójdziesz tam ze mną? – Nadzieja, którą wyraził w tym krótkim pytaniu zdawała
się wręcz wypływać z tych pełnych ust.
- Postaram
się. Nie rozmawiałam jeszcze z rodzicami o Bożym Narodzeniu. Najwyżej
pojedziemy do Port Angeles w pierwsze lub drugie święto. O ile zechcesz..
-
Oczywiście, że zechce. – Nachylił się i musnął jej policzek. Lecz dla niej było
to za mało. Uwiesiła swoje ręce na jego szyi, po czym pocałowała go w usta.
Jednym ruchem odsłonił kołdrę i przyciągnął ją do siebie. Liczyła na coś
więcej, lecz moment później odepchnął ją od siebie, mówiąc:
- Jesteś
padnięta, lepiej już pójdę. Dobranoc. - Kąciki jego ust powędrowały ku górze, a
ona siedziała zdezorientowana na łóżku, patrząc, jak odchodzi.
- Nick? – powiedziała,
gdy już miał rękę na klamce.
- Tak?
- Kochasz
mnie?
-
Oczywiście.
- A
przestaniesz?
- Nigdy.
Posłał jej
jeszcze w powietrzu całusa, po czym zniknął za drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz