sobota, 12 października 2013

R. 5 ` Wspomnienia

,,Pewna siebie brunetka maszerowała jedną z najbardziej obskurnych ulic Los Angeles. Wysokie obcasy i płaszcz od jednej z najlepszych projektantek Ameryki nie pasowały do tej dzielnicy. Smród rozprzestrzeniający się dookoła sprawiał, że marszczyła nos, a biegające dzieci w brudnych łachmanach pokazywały ją sobie palcami, na co ona jedynie rzucała im pogardliwe spojrzenia. Była lepsza. Czuła się lepsza. Gdy zbliżała się do swojego celu, którym był zaułek pomiędzy dwoma ceglanymi budynkami, wyjęła z torebki plik pieniędzy.
 - To co zawsze – odezwała się do blondyna w spodniach z szerokim krokiem oraz obcisłej koszulce, czekającego na nią w ustalonym wcześniej miejscu.
 - Klient nasz pan – powiedział chłopak z charakterystycznym akcentem, podając jej dość sporą paczkę. Wzięła ją bez słowa, a do jego ręki wcisnęła wcześniej wyjętą forsę.
 - Reszty nie trzeba. – Uśmiechnęła się szyderczo, spoglądając jednoznacznie na zniszczone adidasy towarzysza.
 - Nie myśl sobie, że jesteś…”

  - Cięcie! – krzyknął męski głos, a Selena rozejrzała się dookoła. Otaczało ją kilkadziesiąt osób, a każdy przyglądał się właśnie jej. – Selena, czy tobie się miejsca nie pomyliły? – zapytał reżyser ze wściekłą miną.
 - Tak? – bąknęła zdezorientowana.
 - Grasz dziewczynę o imieniu Caroline. Caroline! Nie słup! – Mężczyzna rzucił scenariusz na mały stolik z trzaskiem, po czym opadł na podpisany swoim nazwiskiem fotel.
 - Sel, rozluźnij się – szepnął jej do ucha Taylor, z którym przez cały czas trzymali się za ręce.
  Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jest na planie swojego nowego filmu, a przed chwilą znów odpłynęła do wspomnień, które obudził w niej tydzień wcześniej Joseph Jonas.
 - Tak, dzięki – powiedziała do kolegi, uśmiechając się.
  Selena, weź się w garść, rozkazała sobie w myślach.
 - Gotowa? – spytał pan Yates, reżyser, nieco spokojniejszym głosem.
 - Tak – odrzekła pewnie.
 - Akcja!
   To było ciężkie przedpołudnie. Od feralnej rozmowy z Joe w szpitalu Gomez często rozmyślała nad swoją przeszłością. Niestety, co rusz skutkowało to również w pracy. Próbowała sobie to jakoś wybić z głowy, sądząc, że przecież  Jonas nie wyda jej przed bratem, a choćby nawet, to Nick by ją zrozumiał. On zawsze starał się wczuć w sytuację osoby, zanim ją osądził. Kochał ją. Powtarzał to tyle razy. Nawet tak drobna informacja nie mogła zniszczyć ich relacji od tak. Ale czy na pewno?
  - Selena, czekaj! – zawołał ktoś z tyłu. Dziewczyna obróciła się instynktownie i zobaczyła krótko ostrzyżonego Lautnera, biegnącego w jej kierunku z kurtką zawieszoną na ramieniu. Spełniła jego prośbę, przystając przy jakimś starym pomarańczowym mercedesie na parkingu przed studiem.
 - O co chodzi? – spytała, gdy zatrzymał się tuż przed nią.
 - O nic. To znaczy.. – Podrapał się po głowie, nie ukrywając zakłopotania. – Czy.. U ciebie wszystko w porządku?
 - Tak, a dlaczego pytasz? – Przekrzywiła głowę z zaciekawieniem, choć dobrze wiedziała, o co mu chodzi.
 - No, bo.. Nie było cię tyle dni, a dziś dziwnie się zachowywałaś na tym planie – wydukał, patrząc na stopy. To aż dziwne, że zazwyczaj tak przebojowy i cechujący się odwagą człowiek, palił rumieńca, gdy tylko chodziło o czyjąś sprawę osobistą. W połączeniu z jego muskularną budową ciała wyglądało to dość komicznie.
 - Miałam poważną sytuację rodzinną, a dziś.. Po prostu jestem trochę przemęczona – wyznała z wymuszonym uśmiechem.
 - Och, to przepraszam. Myślałem, że może pokłóciłaś się z Nickiem albo.. – zaczął, lecz od razu mu przerwała.
 - Między mną a Nickiem jest wszystko w jak najlepszym porządku.
 - To dobrze. – Posłał jej szelmowski uśmiech. Mimo to wiedziała, iż powiedział dokładnie to, co myślał. Zawsze to robił.
 - Ubierz tą kurtkę. - Rozkazała mu. W końcu był to już początek grudnia, a on stał na dworze w koszulce z krótkim rękawem.
 - Co? A, tak. – Od razu założył skórzaną część garderoby na ramiona.
 - Teraz lepiej. Ale ja już idę, muszę zobaczyć co z Dems.
 - Demi? Stało się coś? – Zmarszczył brwi.
 - Nie.. To znaczy.. Tak, ale to dłuższa historia, a mi się śpieszy. Innym razem. Do zobaczenia jutro. – Uśmiechnęła się przepraszająco, poprawiając na głowie cienką czapkę, po czym ruszyła w kierunku swojego citroena c3.
 - Pa! – zawołał za nią Tay.
  Dziewczyna wsiadła do samochodu i od razu włożyła kluczyk do stacyjki, aby zapalić silnik. Chciała jak najszybciej znaleźć się pod kliniką, skąd miała odebrać Demetrię. Zbyt długo tam nie leżała, jednakże lekarze zadecydowali, że jej stan fizyczny jest w jak najlepszej normie, a od psychiki są inne ośrodki.
  Selena jeszcze nie powiedziała przyjaciółce, że zamiaruje ją wysłać do psychiatry, lecz już wiedziała, że Lovato będzie stawiała opory. Miała jednak nadzieję, że razem z Debby uda im się ją do tego przekonać, jako że na pomoc ze strony jej rodziny nie ma co liczyć. Zwłaszcza, że gdyby się dowiedzieli o próbie samobójczej Demetrii, od razu zabraliby ją swojego domu w Port Angeles, a ona, Selena, straciłaby z nią kontakt.
  Podczas drogi z jej torby wydobył się dźwięk przychodzącego smsa. Nie zważając na sytuację na jezdni, gdzie zaczął obficie padać deszcz, oderwała prawą rękę od kierownicy i zaczęła nią szukać telefonu. Udało jej się to po chwili, akurat gdy zatrzymała samochód na światłach.
Na wyświetlaczu odczytała imię swojego chłopaka.
  ,,Odebrałem Dems, jedź prosto do domu. Nie gniewaj się ;)’’, napisał.
  Dziewczyna zazgrzytała zębami ze złości, jednak zaczekała ze stoickim spokojem na zielone światło, po czym zawróciła na skrzyżowaniu. Nie była pewna czy to zgodne z prawem, jednakże nie przejmowała się tak przyziemnymi sprawami jak mandat. Pieniądze nigdy nie odgrywały w jej życiu zbyt wielkiej roli. W domu się nie przelewało, owszem, zwłaszcza po rozwodzie rodziców, lecz potem jej matka ożeniła się z Brian’em, który dwoma słowami był nieźle nadziany. Później zatrudnił ją Disney, a wtedy na jej konto bankowe zaczęły wpływać krocie. Z czasem dorastania jej kariera nabierała tempa, a owe konto wzbogacało się z tygodnia na tydzień.
  Zaparkowała zręcznie pod domem obok samochodu Nicholasa, chwyciła torbę, po czym wysiadła z auta. Pani Charles przyglądała jej się z krzywą miną, podlewając swe rabatki.
 - Dzień dobry – powiedziała do niej, jednakże ta nie raczyła odpowiedzieć. Nie czekając ani minuty dłużej, wparowała do budynku, chcąc znaleźć się przy najbliższych.
  Już w holu jej nozdrzy dobiegł zapach świeżych ziół oraz roztopionego sera. Zdjęła pospiesznie wysokie buty, zawiesiła płaszcz na haczyku, po czym weszła do kuchni z szerokim uśmiechem.
Zobaczyła tam całą trójkę. Nick w fartuchu siekał coś ostrym nożem, Debby majstrowała przy piecyku, a Demi wyciągała z szafki talerze. Selena bez zastanowienia rzuciła się tej ostatniej na szyję.
 - Bez takich czułości, bo będę zazdrosny! – powiedział z wyrzutem Nick, a Debby parsknęła na to śmiechem.
 - Ty na to nie licz, bo mogłeś mi napisać wcześniej, że ją odbierzesz z tego szpitala. Nie musiałabym bezcześcić prawa, zawracając na skrzyżowaniu – rzekła z przekąsem Sel.
 - No już dobra, zapłacę za ciebie ten mandat.
 - A kto powiedział, że dostałam mandat?
 - Ja. – Wyszczerzył się.
 - Selly, możesz wyjąć colę z lodówki? – rzuciła Debby.
 - Selly? – Zainteresowana uniosła brwi.
 - Nie czepiaj się.
  Brunetka westchnęła, po czym udała się do lodówki, aby zabrać napój.
 - Tak właściwie, to co gotujecie? – spytała, zatrzaskując drzwiczki.
 - Pizzę – odpowiedział Nick z wyczuwalną dumą.
 - Szef kuchni Nicholas?
 - Daruj sobie sarkazm, jeszcze będziesz błagać o dokładkę – powiedział, wracając do krojenia zielska.

  - Nick! To jest wspaniałe – wykrztusiła z podziwem Demi, przed kolejnym łapczywym gryzem posiłku. Wyglądała zadziwiająco dobrze jak na osobę po czasie spędzonym w szpitalu z powodu próby samobójczej. Ciemne włosy związała w schludny kucyk, a twarz pozostawiła bez makijażu. Nawet szary dres dodawał jej osobie uroku.
 - Zgadzam się w stu procentach – dodała Deborah.
 - Dziękuję, dziękuję – rzekł demonstracyjnie Nick. – A ty co sądzisz? – zapytał, spoglądając na Selenę, która patrzyła na swój kawałek nieobecnym wzrokiem.
 - Co? Aa… No nie powiem, całkiem dobra – przyznała, chcąc wywołać na jego twarzy łobuzerski uśmiech.
 - Przecież nawet nie tknęłaś – powiedział, przegryzając wargę.
 - Przepraszam Nick. Jestem zmęczona. – Upiła łyk coli ze swojej szklanki, po czym wstała od stołu. – Położę się.
  Nie oczekując ich reakcji poszła wolnym krokiem na górę, gdzie wzięła szybki prysznic i przebrała się w koronkową piżamę. Zanim wyszła z łazienki, spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
 - Zmieniłaś się, Sel - szepnęła. – Tamta osoba to nie ty, Nick zrozumie.
  Kiedy położyła się do miękkiego łóżka, a ciało przykryła kołdrą, ktoś zapukał do drzwi.
 - Mogę? – rozbrzmiał zachrypnięty głos Nicholasa.
 - Tak – odpowiedziała, przymykając powieki.
  Chłopak wszedł niepewnie do środka i przysiadł na skraju materaca.
 - Dobrze się czujesz? – spytał.
 - Tak. Po prostu mam za sobą ciężki dzień. – Uśmiechnęła się lekko.
 - W porządku. Chciałem ci tylko powiedzieć, że mama zaprasza nas na wigilię.
 - Oh, to miło z jej strony. Podziękuj jej ode mnie.
 - Jasne. Pójdziesz tam ze mną? – Nadzieja, którą wyraził w tym krótkim pytaniu zdawała się wręcz wypływać z tych pełnych ust.
 - Postaram się. Nie rozmawiałam jeszcze z rodzicami o Bożym Narodzeniu. Najwyżej pojedziemy do Port Angeles w pierwsze lub drugie święto. O ile zechcesz..
 - Oczywiście, że zechce. – Nachylił się i musnął jej policzek. Lecz dla niej było to za mało. Uwiesiła swoje ręce na jego szyi, po czym pocałowała go w usta. Jednym ruchem odsłonił kołdrę i przyciągnął ją do siebie. Liczyła na coś więcej, lecz moment później odepchnął ją od siebie, mówiąc:
 - Jesteś padnięta, lepiej już pójdę. Dobranoc. - Kąciki jego ust powędrowały ku górze, a ona siedziała zdezorientowana na łóżku, patrząc, jak odchodzi.
 - Nick? – powiedziała, gdy już miał rękę na klamce.
 - Tak?
 - Kochasz mnie?
 - Oczywiście.
 - A przestaniesz?
 - Nigdy.

  Posłał jej jeszcze w powietrzu całusa, po czym zniknął za drzwiami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz