sobota, 12 października 2013

R. 4 ` Danger

Prywatna klinika w Los Angeles to jeden z największych budynków w mieście. Już z zewnątrz, patrząc na białe ściany, można było uznać go za czysty i zadbany. Regularnie pucowane schody tylko zachęcały do wejścia, a gdyby nie tabliczka na szklanych drzwiach mało kto by się domyślił, że jest to miejsce dla osób chorych.
  Na jednym z niebieskich krzeseł na drugim piętrze przed jasnymi drzwiami siedziała brunetka z zakrytą dłońmi twarzą, nasłuchująca kroków lekarza lub pielęgniarki w krótkiej spódnicy. Jej oczy były podkrążone, zaczerwienione. Siedziała tam już bite dwadzieścia cztery godziny, lecz nie zamiarowała udać się do domu. Skoro przeżyła całą noc, wyzywając ochroniarzy od dupków bez serca, musiała wytrzymać jeszcze chwilę. Przecież wizyta doktora nie może zająć aż tak długo. Walczyła z klejącymi się powiekami, próbując wbić sobie do głowy, że sen jest nie na miejscu. W końcu tuż za ścianą, na szpitalnym łóżku, leży jej najlepszy przyjaciółka, która ledwo uszła z życiem.
  Coś huknęło, a dziewczyna poderwała się natychmiast w górę.
 - I jak? - zapytała bez zastanowienia młodego mężczyzny, który dopiero co wyszedł z sali numer osiemdziesiąt dziewięć. Wyglądał na góra dwadzieścia osiem lat, a pod pachą trzymał niebieską zakładkę z przyczepionym długopisem. Jego fartuch kołysał się jeszcze po przeciągu, jaki zrobił, otwierając drzwi.
 - Wszystko wydaje się w normie, do wieczora powinna się przebudzić - powiedział, uśmiechając się.
 - Dzięki Bogu. - Odetchnęła Selena, ocierając dłonią spocone czoło.
 - Oczywiście to nie znaczy, że z nią jest w porządku. W końcu pani przyjaciółka próbowała popełnić samobójstwo. Czy wie pani może dlaczego? - Spojrzał na nią badawczo znad prostokątnych okularów.
 - Mogę się jedynie domyślać - odparła tajemniczo, nie chcąc wnikać bardziej w ten temat z kimś, do kogo jest zmuszona mówić na ,,per pan''.
 - Aha - rzekł po chwili, najwyraźniej uświadamiając sobie, że nie otrzyma żadnych szczegółów w tej sprawie. - Przy wypisie dołączę telefon do świetnego terapeuty, proszę się z nim skontaktować jak najszybciej.
 - Tak, jasne.
 - Może pani do niej wejść - poinformował, wskazując pokój, skąd przed chwilą wyszedł, po czym odszedł pospiesznym krokiem.
  Selena zawahała się przez chwilę, lecz nacisnęła mocno klamkę i weszła do rażącego bielą pomieszczenia. Na wprost wbudowano okno, z mebli znajdowało się tam jedynie duże łóżko, na którym leżała blada postać, szafka oraz dwa krzesła. Podeszła ostrożnie do tapczanu, przyglądając się Demetrii z uwagą. Wyglądała na wycieńczoną. Kolor jej twarzy niemal równał się ze ścianami dookoła.
 - Jak mogłaś Dems - szepnęła cicho, czując jak po policzku spływa jej kolejna łza.
  Do tej pory trudno jej było uwierzyć, że Demi chciała swojej śmierci; chciała zakończyć swe życie, nie doznając choćby jego połowy; chciała ją zostawić samą na tym świecie. Co prawdaż miałaby jeszcze Debby, ale to nie to samo.
   Z Demi znała się od dziecka. Mieszkały po sąsiedzku, ich bliscy wydawali się niemal rodziną, choć tak naprawdę nie łączyły ich więzy krwi. To matka Demetrii, Dianna, pomogła jej własnej podnieść się po rozwodzie. Tylko ona wiedziała, jak się wtedy czuła Mandy - w końcu sama przeszła to samo.
  Już od najmłodszych lat się razem bawiły w piaskownicy, chodziły na huśtawki niedaleko szkoły. W podstawówce, tak samo jak w przedszkolu, uchodziły za papużki nierozłączki. Zastępowały sobie rodzeństwo. Choć Demi miała prawdziwe, lecz z żadnym z nich nigdy nie zdołała się dogadać. Jej przyrodnia siostra Madison to rozpuszczone przez ojczyma Demi dziecko, natomiast Dallas zależy tylko na karierze. Jako, że nie może jej jakimś dziwnym sposobem osiągnąć, wyżywa się na młodszej siostrze w każdy możliwy sposób, ponieważ jej się udało to, o czym tak marzy.
Demi Lovato. Najlepsza piosenkarka pokolenia, konkurencyjna jedynie z Miley Cyrus, jak napisał najpopularniejszy magazyn w Ameryce.
  Tak jej pomogła w najgorszym okresie życia..
  Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się gwałtownie, aby zobaczyć twarz towarzysza.
 - Debby, doprowadzisz mnie kiedyś to zawału - mruknęła, widząc smutną blondynkę. Było to zjawisko dość dziwne, zważywszy na to, że na co dzień tryskała radością.
 - Przepraszam - szepnęła i opadła na twarde krzesło. - Rozmawiałaś z lekarzem? - spytała nadal ściszonym głosem.
 - Tak. Fizycznie jest okej. Pytał, czemu to zrobiła. - Pusty głos zdawał się obijać o wnętrze.
 - Co odpowiedziałaś?
 - Praktycznie rzecz biorąc, to nic.
 - Aha.
  Zapadła cisza. Selena nie miała zamiaru jej przerywać. Patrzyła tylko na Demi, pragnąc aby w końcu otworzyła oczy.
  Wszystko przez niego, Josepha Jonasa. Czy ten chłopak był aż tak ślepy? Choć może kochał Bridgit? Lecz tego Sel jedynie mogła się domyślać. Nadal miała zamiar z nim porozmawiać, ale wątpiła, czy to coś pomoże. Poza tym, uszczęśliwiając jedną przyjaciółkę, zraniłaby drugą.
Sytuacja bez wyjścia. Choć może po prostu nie mogła go dostrzec?
  Rozległo się ciche pukanie, a do pomieszczenia wszedł Nick.
 - Cześć - powiedział, ogarniając wzrokiem dziewczyny.
 - Hej - odpowiedziały chórem.
 - Co z nią? - Kiwnął w stronę łóżka, podchodząc do nich oraz obejmując Selenę od tyłu.
 - Zdrowieje. - Uśmiechnęła się sztucznie Deborah.
  Chłopak skierował spojrzenie na swoją ukochaną, która stała z założonymi rękami i zaciętą miną.
 - Będzie dobrze - wyszeptał jej do ucha. Wtuliła się w niego, wdychając cudowną woń jego zapachu. Słodki, ale świeży. Lekki, ale intensywny. Pełen sprzeczności. Tak, jak on sam.
Nawet w takich okolicznościach nie mogła powstrzymać podziwu.
 - Ona chciała się zabić – rzekła zrozpaczona, otrząsnąwszy się.
 - Wiem. - Westchnął, po czym przycisnął dziewczynę do siebie jeszcze mocniej.
  Chrząknięcie Debby oraz dźwięk zamykanych drzwi oderwały ich od siebie.
 - Co jest? - Wydusił zadyszany Joe.
  Selena spojrzała na niego niemal z nienawiścią. Miała ochotę go pobić. Tak, to przyniosłoby jej ulgę. Zadać mu ból.
 - Już w porządku - odparł Nick, kiedy za brunetem wpadła Bridgit. Najprawdopodobniej nie mogła dorównać jego biegom. Wyglądała na zaniepokojoną.
 - Josephie, czy możemy porozmawiać?
 - Tak, jasne, Sel.
 - W cztery oczy. - Uściśliła.
 - Eee.. - Widocznie się zdziwił. - No dobra.
  Selena wyszła na korytarz z podniesioną głową, słysząc jak jej przyszły szwagier człapie powoli z tyłu. Gdy domknął drzwi, rozejrzała się dookoła. Pusto.
 - Czy ty jesteś naprawdę aż taki głupi, czy tylko udajesz? - syknęła, podchodząc do okna na końcu holu.
 - O co ci chodzi?
 - Kochasz Bridgit?
 - Co? – Z jego miny wyczytała oburzenie.
 - Pytam, czy kochasz Bridgit - powtórzyła, udając spokój.
 - To chyba jasne - odparł po kilku głębokich wdechach.
 - A Demi?
 - Co Demi?
 - Jej nie kochasz? - zadała to pytanie machinalnie, siląc się na obojętny ton. Jego reakcja była natychmiastowa. Poruszył się niespokojnie, obiegł wzrokiem otoczenie, jakby szukał ucieczki. W jego oczach dostrzegła strach, który już za chwilę zmienił się w determinację.
 - Skoro tak, to co ty wyrabiasz?! Myślisz, że dlaczego to zrobiła?! - Niemal krzyczała, mimo że nie dostała odpowiedzi.
 - Nic ci do tego, Sel! Widzę, że zapomniałaś, że nie ty jedna wiesz o swoim małym sekreciku. Lepiej uważaj. - Twarz chłopaka wyglądała groźnie, aż dziwne, że przed dziesięcioma minutami był tym samym ciapowatym nastolatkiem. Danger. To teraz pasowała do niego ksywka nadana mu przez braci.

  Gomez wzdrygnęła się instynktownie. Pamiętała. Aż za dobrze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz