piątek, 18 października 2013

R. 15 ` Szmaciana lalka

Następnego dnia brunetka wciąż chodziła podenerwowana, unikając czyjejkolwiek obecności. Zaszyła się  we własnym pokoju, nie chcąc czyjegokolwiek towarzystwa. Podczas krótkich wypadów do łazienki czy kuchni migała jej w oczach wyraźnie zmartwiona Demi, natomiast Debby gdzieś wybyła z samego rana. Zapewne na plan serialu ,,Nie ma to jak statek'', gdzie grała.
  Popołudniu rozdzwonił się telefon Seleny, odrywając ją od zeszytu, w którym wypisywała co jakiś czas po dokładnym przemyśleniu staranne wyrazy.
  Wyciągnęła ze strachem rękę po aparat leżący na kanapie. Z ulgą zobaczyła, że osobą pragnącą się z nią skontaktować jest Jennifer.
 - Halo? - odebrała.
 - Witaj, Seleno. Czy ciebie ktoś zamknął w piwnicy? - wyparowała na wstępie rozeźlona.
 - O co ci chodzi?
 - W niedzielę idziesz na galę rozdania złotych globów, lepiej nie zapomnij. Przyślę limuzynę piętnaście minut po czwartej.
 - Ale - zaczęła, lecz menagerka się już rozłączyła. - Super - mruknęła sama do siebie, rzucając komórkę z powrotem na swoje miejsce.
  Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, zwłaszcza na światową galę zapełnioną samymi snobami. Zresztą teraz miała ważniejsze sprawy na głowie.
  Spojrzała na zegar, wskazywał szóstą. Westchnęła głęboko, wstając z podłogi i chowając notes do szuflady szafki nocnej. Wyjęła z szafy wystarczająco zakrywający komplet, po czym powlokła się z nim do łazienki. Założyła na siebie czarne rurki, biały podkoszulek pod samą szyję oraz twarzowy sweterek w serek koloru beżowego. Do tego dobrała odpowiednie łańcuszki oraz gustowną opaskę, podtrzymującą rozpuszczone włosy.
  Malując tuszem rzęsy, spojrzała w swoje własne odbicie z zamyśleniem.
  Posunął się do szantażu, to świadczy o tym, że może zrobić wszystko. Czego zażąda? Żeby się z nim przespała, czy kogoś zabiła? Może znów wciągnie ją w towarzystwo narkomanów. Tylko czy ona aby na pewno tego nie chce?
  Potrząsnęła nerwowo głową, jakby to miało odgonić nartętne myśli. Jednym ruchem wrzuciła kosmetyki do drewnianego koszyka na półce pod lustrem, po czym wyszła z łazienki, zaraz zbiegając po schodach.
 - Gdzie idziesz? - usłyszała za sobą, kiedy zakładała czarne japonki o solidnym spodzie.
  Przekręciła głowę w stronę kuchni i przy barku ujrzała twarz Demi, wyrażającą uprzejme zainteresowanie.
 - Idę.. Znaczy jadę do.. wytwórni - odparła, jąkając się.
 - Masz coś nowego? - zapytała szatynka, jakby nie zauważając niepewności w głosie przyjaciółki.
 - Pracuję nad tyml - rzekła bez wahania, co przecież było prawdą.
  Słowa do nowych piosenek przelewały jej się przez umysł z zadziwiającą szybkością, co zdecydowanie ułatwiało sprawę ich tworzenia. Nawet teraz, w korytarzu powtarzała sobie w myślach ostatnie zdania nowego utworu, któremu brakowało już jedynie efektownej końcówki.
 - Czyli nowa płyta? - Odłożyła na blat swój czerwony kubek, nie odrywając wzroku od Seleny.
 - Prawdopodobnie. Wybacz, ale się spóźnię.
 - Tak, jasne, leć - powiedziała, uśmiechając się blado.
  Gomez zlustrowała ją wzrokiem, rękę trzymając na zimnej w dotyku klamce.
 - Jak się czujesz?
 - Dobrze. Właśnie wybieram się do Bridgit. Chcę ją przeprosić.
  Selena sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie bardzo rozumiała, za co Dee ma zamiar ją przeprosić, za głupotę Josepha? Po głębszym zastanowieniu domyśliła się jednak, że Lovato czuje się winna za całą akcję na ślubie. W pewnym sensie to przez nią Bridg nie została panią Jonas. Przynajmniej tak zapewne myślała.
 - Demi, to nie jest twoja wina. Ponadto Bridgit wcale nie jest na ciebie zła - stwierdziła, przypominając sobie ostatnią rozmowę z blondynką.
 - Jedno mówią, drugie myślą - mruknęła dziewczyna, spuszczając wzrok. - No jedź, bo się spóźnisz.
 - Ach, tak. Do zobaczenia. - Posłała jej pocieszający uśmiech, po czym szybko wyszła z domu. Nie mogła się spóźnić.
  Na miejscu znalazła się pięć minut przed czasem. Zaparkowała samochód niedaleko wejścia na plażę, w myślach obmyślając plan ucieczki. Tak na wszelki wypadek.
  Zeszła po schodkach na dół, czując pod stopami chłodny piasek. Bez przerwy rozglądała się dookoła, wypatrując w tłumie osób jasnych loków. Musiała być jakaś impreza, gdyż głośna, klubowa muzyka rozchodziła się po okolicy, a przy barze nieopodal tłoczyło się od osób. Inni natomiast już tańczyli obok w światłach reflektorów.
 - Witaj, ślicznotko - zabrzmiało w jej lewym uchu, aż podskoczyła z zaskoczenia.
  Odwróciła się do tyłu, a jej oczom ukazał się znajomy szyderczy uśmieszek.
 - Czego chcesz ode mnie? - warknęła, patrząc na niego spode łba.
 - Laleczko, nie wściekaj się tak. - Zaśmiał się krótko, głaszcząc lekko jej ramię.
  Strzępnęła jego dłoń, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Wściekłość wstąpiła na sekundę na jego opanowaną twarz, lecz po kilku wydechach uspokoił się, odwracając ją siłą tak, by mogli przejść prosto do baru.
 - Wykrztusisz to z siebie wreszcie? - burknęła.
 - Spokojnie, kochanie, wszystko w swoim czasie - rzekł kojącym głosem.
  Stanęła demonstracyjnie, nie mając zamiaru mu się podporządkowywać.
 - Przejdźmy do sedna albo się stąd zmywam - stwierdziła bez skazy emocji.
 - W tym przypadku tylko ty masz coś do stracenia - powiedział coraz bardziej zdenerwowany.
  Wtem przypomniała sobie o zdjęciu Demi. Była zdana na jego łaskę i tym razem nie miał kto jej obronić. Sama poszła w paszczę lwa, zapominając o  tym, który ją ostatnio przed nim obronił. Marnowała jego poświęcenie, doskonale zdając sobie z tego sprawę.
 - Nienawidzę cię - wycedziła przez zęby, patrząc mu prosto w oczy.
  W odpowiedzi dostała tylko chichot. Szarpnął ją za łokieć do przodu, prowadząc do baru.
 - Cześć, Harry - odezwał się do wychudzonego barmana o platynowej czuprynie oraz krzywym zgryzie. - Podaj mojej przyjaciółce coś mocniejszego - polecił, siadając na wysokim krześle.
  Chłopak w kolorowej koszuli przyjrzał się Selenie z uwagą, poruszając wymownie brwiami.
 - Niezła partia, Charl - przyznał, biorąc z półki za sobą jedną z szklanych butelek.
 - Się wie - odrzekł, patrząc na dziewczynę znacząco.
  Żaden z nich się już nie odezwał, dopóki Harry nie postawił przed nią kieliszka z trunkiem. Wtedy Bennett pokazał swe białe zęby, unosząc kąciki ust do góry. Nie mogła się wyrzec myśli, że on ewidentnie z niej drwi.
  Z determinacją podniosła naczynie do warg, jednym haustem wypijając zawartość. Poczuła ostrą ciecz, krzywiąc się mimowolnie z niesmakiem. Siłą woli zmusiła się do połknięcia, odpychając tym samym odruch zwrotny.
 - Nie ciesz się tak, nie upijesz mnie - rzuciła w kierunku Charlie'ego, wzrok utkiwszy w parkiecie przed barem.
  Po jakimś czasie blondyn rzucił na drewnianą ladę dość duże plastikowe pudełeczko. Selena spojrzała na nie podejrzliwie, lecz wzięła je do ręki, otwierając ostrożnie wieko. W środku dostrzegła kilkanaście małych paczuszek z białym proszkiem w środku.
 - Czysta heroina, od dziś będziesz ją rozprowadzać. Rozliczysz się ze mną za tydzień, wtedy zobaczymy, czy się nadajesz. A lepiej żebyś się nadawała - wyjaśnił, również spoglądając na tańczące pary.
  Chciała zaprotestować, ale język jakby uwiązł jej w gardle. To jedyny sposób, musi wziąć te porcje narkotyku do domu tak, by nikt się nie dowiedział. Następnie spuścić w klozecie, a pieniądze wyłożyć z własnej kieszeni. Oto cena za bezpieczeństwo przyjaciół.
 - Ile za jedną? - zapytała, przechodząc do konkretów.
 - Dwadzieścia pięć dolców - odparł znużonym tonem, wstając z miejsca. - Chodź - rzucił, ciągnąc ją za sobą.
 - Puszczaj! Nie! - krzyczała za nim, czując pulsujący ból w nadgarstku.
 - Zamknij się albo zrobi się nieciekawie - warknął na tyle cicho, żeby tylko ona mogła usłyszeć.
  Zaprowadził ją w jakieś odległe miejsce na plaży, wśród wyrzeźbionych morzem skał. W cichym zakątku byli nimi otoczeni z trzech stron. Czwartą, jak można się domyśleć, okazało się głębokie morskie dno.
  Charlie wyjął z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki nierozpakowaną jeszcze jednorazową strzykawkę, łyżeczkę, połówkę cytryny oraz igłę, wszystko kładąc na kamieniu. Zabrał się za rozdzieranie papieru z tyłu produktu, a brunetka stała nieruchomo, wpatrując się z przerażeniem w jego dłonie.
  Gdy udało mu się wydobyć z opakowania potrzebne przyrządy, wyciągnął do niej rękę, a ta bez słowa podała mu białe, plastikowe pudełeczko. Wydobył ze środka jedną z porcji, wsypując jej zawartość na łyżeczkę. Wycisnął na nią jeszcze trochę cytryny, podgrzewając w powietrzu zapalniczką. Całość wciągnął do szpitalnej strzykawki z triumfalnym uśmiechem na ustach. Zapominając całkowicie o obecności Seleny, podwinął rękaw nakrycia, wbijając ostrą końcówkę w łokieć. Zakończywszy całą operację odetchnął z ulgą, przenosząc na nią wzrok.
 - A ty? Wstrzyknięcie czy niuch? - zapytał zachęcająco.
  Nie odezwała się, ani nawet nie poruszyła, walcząc z własnymi myślami. Co jej szkodzi jeden raz, przynajmniej odpocznie od tego wszystkiego, przecież.. Nie, nie wolno! Pierwszy zawsze prowadzi do następnego, sama się o tym już doskonale przekonała.
 - Więc? - pośpieszył ją, podając towar.
  Odrętwiała wzięła pudełko do ręki, lecz wzrok nadal zdawała się mieć nieobecny.
  Charlie podszedł do niej zdecydowanie za blisko, rękę unosząc do jej policzka.
 - Pomyślałem tylko, że wtedy będzie ci trochę milej, ale skoro wolisz na trzeźwo - wyszeptał z twarzą tak blisko jej ucha, że czuła, jak dotyka go wargami.
  Całował ją w szyję, schodząc coraz niżej. Zahaczywszy o brzeg koszulki, zabrał się za rozpinanie guzików swetra, ciałem ocierając się o nią z wyraźnym podnieceniem.
  A Selena stała tam jak szmaciana lalka, którą mógłby się bawić do woli. Poddawała się, paraliż rozlał się po jej ciele razem z wszechobecną krwią, a ona nie mogła nic na to poradzić. Bała się, tak bardzo tego nie chciała. Emocje, kłębiące się w jej umyśle, szybowały gdzieś daleko, ustępując miejsca miłej pustce, zaczęła sobie wyobrażać twarz tego jedynego, jakby to miało w jakimś stopniu pomóc. Zobaczyła tą idelną mleczną cerę, pełne uste wygięte w lekkim uśmiechu, czekoladowe, płynne oczy, przyciągające spojrzenia, czarne niczym heban loki, wijące się we wszystkie strony, jak malutkie węże. Jedynym, czego pragnęła, to znów znaleźć się w jego ramionach, poczuć się bezpieczna.
  Wtem obraz się zmienił, a przed sobą zobaczyła drwiąco rozradowaną twarz swojego największego wroga. Dopiero wtedy zrozumiała, co on tak naprawdę chce zrobić. Szybko się rozejrzała, oceniając sytuację. Blondyn pozbył się już kurtki, a i jej beżowy sweterek leżał na piachu. Teraz wkładał swe ręce pod biały, bawełniany materiał, z zachłannością zmierzając ku górze, nie ukrywając zadowolenia.
  Bez jakiegokolwiek uprzedzenia kopnęła go prosto w czuły punkt każdego mężczyzny, a ten pod wpływem bólu zgiął się w pół. Z jego gardła wydobywały się niezrozumiałe słowa, rękami zakrył miejsce uderzenia.
  Selena w mgnieniu oka, pamiętając o swojej obietnicy, złapała towar, po czym wybiegła na otwartą przestrzeń, nie oglądając się za siebie ani razu. Dotarłwszy do samochodu, z pośpiechem wskoczyła do jego wnętrza, niemal natychmiast odpalając silnik. Nie wahała się nawet minuty, kierując koła w jedyne bezpieczne miejsce, jakie znała.
  Ogromny, biało-brązowy dom z wieloma szklanymi elementami ogrodzono drewnianym parkanem. Od furtki do ukrytych pod betonowym baldachimem balkonu drzwi frontowych, prowadziła wykostkowana dróżka. Znajdowała się pomiędzy wjazdem do garażu oddzielonym niewielkim prostokątem trawy, a dużym ogrodem pełnym różnobarwnych roślin.
  Selena stanęła autem pospiesznie przed bramą, wychodząc na zewnątrz. Na nic nie zważając, ocierając łzy, przebiegła drogę do budynku. Nacisnęła przycisk dzwonka, czekając aż ktokolwiek otworzy jej drzwi. Cały czas przeskakiwała z nogi na nogę, drżąc zarówno ze strachu, jak i ze zimna.
  Wtem usłyszała wolne kroki, a przed sobą ujrzała upragnioną osobę.
 - N..nick.. - zachlipała, rzucając mu się na szyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz