poniedziałek, 14 października 2013

R. 13 ` Ślub

Selena, wciąż roztrzęsiona wydarzeniami z poprzedniego dnia, człapała za Debby po ogromnym centrum handlowym. Blondyna ubzdurała sobie, że musi kupić kieckę na drugi dzień wesela Josepha. Oczywiście Demi nie chciała męczyć z wiadomych powodów, więc wypadło na Gomez. Ta natomiast ciągle rozkojarzona na nic jej się nie zdawała. Przy każdej z przymierzanych sukienek mówiła „Tak, weź tą, jest świetna’’, do czego dodawała miły uśmiech, aby ją przekonać.
 - Może ta? – spytała Ryan, wychodząc zza czerwonego materiału w krótkiej, żółtej kreacji z odkrytymi plecami.
 - No, fajna – stwierdziła Sel ledwo przytomnie, wciąż się rozglądając.
 - To samo mówiłaś przy ostatnich sześciu – wyrzuciła jej przyjaciółka.
 - Wszystkie są ładne, zresztą masz tyle sukienek! Nie rozumiem, po co ci kolejna.
 - Och, daj spokój. - Ściągnęła brwi, ze złością wracając do przymierzalni.
  Selena wiedziała, dlaczego się złości. Zakupy zawsze wciągały je obie, w przeciwieństwie do Dee. Lecz tego dnia pragnęła siedzieć w szczelnie pozamykanym domu z uszami nadstawionymi, by usłyszeć nawet najcichszy szmer. Po prostu ogarnął ją strach, przez który trudno jej było normalnie funkcjonować w skupisku ludzi. W każdym z nich widziała Charliego, który zaraz do niej podejdzie i porwie do jakiejś mrocznej kryjówki.
  Dziewczynom nic nie powiedziała o swoich przeżyciach z wieczoru panieńskiego Bridgit. Nie chciała ich martwić, zwłaszcza że w tej sytuacji nie odstępowałyby jej na krok. Bała się, że mógłby zrobić coś także im.
  Wypytała się je jedynie o swojego wybawiciela, w obawie, iż coś mogło mu się stać po powrocie na miejsce. Zaryzykował dla przyjaciółki. Czy to aby na pewno nic nie znaczyło? W każdym bądź razie z relacji współlokatorek wynikało, że bezpiecznie odjechał z pod pensjonatu, co mimo wszystko ją ucieszyło.
  No właśnie, Nick. Stanął w jej obronie, przez co mógł zapłacić wysoką cenę. Charlie Bennett nie odpuszcza niczego, a Jonas nie dość, że pomógł jego ofierze, to rozwalił mu swoim ciosem nos.
 - Muszę go ostrzec – mruknęła do siebie brunetka, podnosząc się z białego fotela luksusowego sklepu. Tylko jak? Przecież on nie chciał mieć z nią żadnego kontaktu. Czy to jakaś przeszkoda? Nie, nie mogła tego tak zostawić.
    Wyjęła z torebki komórkę, wybierając opcję utworzenia wiadomości. Napisała krótko: ,,Charlie nie lubi, gdy wchodzi mu się w drogę. Proszę, uważaj na siebie. Jeszcze raz dziękuję.’’, po czym wyszukała odpowiedni numer i wysłała smsa.
 - Chodźmy jeszcze naprzeciwko – powiedziała Debby, wychodząc z plikiem ciuchów w rękach.
  Gomez westchnęła głośno, podążając za nią.
  W domu zastały Lovato z rurą od odkurzacza w ręku. Maszyna hałasowała w salonie, gdzie dziewczyna próbowała wciągnąć do niej brudy z puchatego dywanu.
 - Demi, co ty robisz? Przecież jutro przyjdzie Edlyn – powiedziała Selena na wejściu, zdejmując z ramion kremową kurtkę ze skóry.
  Wspomniana kobieta to zatrudniona przez nie sprzątaczka, miała za zadanie oczyszczać ich dom dwa razy w tygodniu – w środy i soboty.
 - A tam – mruknęła Demetria, wracając do zajęcia.
  Selena powędrowała do kuchni z nadzieją na jakikolwiek obiad, ale niestety się przeliczyła. Otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś do odgrzania, lecz i tam nic nie znalazła. Ze zrezygnowaniem zamknęła ją, gdy do pomieszczenia wpadła Deborah.
 - To co nam dziś ugotujesz? – spytała, siadając na wysokim krześle przy barku.
 - Ja?
 - No, dziś twoja kolej – potwierdziła nastolatka, wskazując palcem na rozpiskę, przyczepioną magnezem do lodówki.
  Spojrzała na nią, odszukując „czwartek”. Rzeczywiście – przy dniu tygodnia widniało jej imię i nazwisko.
 - Kurczę!
 - Nie marudź, tylko rób, bo jestem głodna jak wilk!
  Dziewczyna spojrzała na nią złowrogo, układając w myślach plan na gotowanie. W końcu postawiła po prostu na frytki, marząc o gorącej kąpieli. Z ulgą wyjęła opakowanie z zamrażarki, kładąc je na blacie. Nożyczkami odcięła górną część papieru, a następnie wsypała część zawartości do nagrzanej frytkownicy, ustawiając dzwonek za osiem minut.
 - No – powiedziała z zadowoleniem sama do siebie, uśmiechając się nieznacznie.
  Po zjedzonym posiłku włożyła naczynia do zmywarki, po czym od razu popędziła na górę, gdzie wylądowała w wannie z masażem. Delektowała się ciepłem wody, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
 - Zajęte! – krzyknęła.
 - Wiem, wiem. Selly, wpadnij do mnie potem, okej? – usłyszała zmęczony głos Demetrii.
 - Tak, no jasne – odparła, zdziwiona łagodniejszym tonem.
 - Dzięki.
  Rozległ się dźwięk stóp odbijających się echem po drewnianym parkiecie, a Selena zmarszczyła brwi. Czyżby coś się stało?
  Szybko dokończyła mycie, rozczesała starannie mokre włosy, ubrała się w piżamę oraz pobiegła czym prędzej do swojego pokoju. Podejrzewała, iż Deborah ma nic nie wiedzieć o ich rozmowie, więc postanowiła skorzystać z dyskretnych drzwi. Po drodze zorientowała się, że na dole panuje idealna cisza, co przekonało ją o pobycie wszystkich w swoich małych azylach. Weszła po cichu do własnego, świecąc światło. Podeszła do okna, by zasunąć żaluzję. Nie chciała, aby ktokolwiek tam zaglądał. Rzuciła jeszcze okiem na wszystkie kąty, po czym zapukała lekko do pokoju Demi.
 - Wchodź – odpowiedziała szatynka ledwo słyszalnie.
  Wypełniła polecenie, wkraczając do środka, gdzie jedynym źródłem światła okazała się wysoka lampa w prawym rogu.
 - Dlaczego nie zasuniesz okna? – spytała, widząc przed sobą taflę szkła, za którym rozpościerał się malowniczy obraz nocnego Los Angeles. 
 - Lubię ten widok – przyznała Dee, kiedy ta przysiadła obok niej na łóżku.
 - Tak, jest piękny.
  Zapadła cisza, obie patrzyły przed siebie, najwyraźniej przyglądając się magicznemu krajobrazowi.
 - O czym chciałaś porozmawiać? – odezwała się w końcu Selena, odwracając twarz w stronę przyjaciółki.
 - Nie wiem, co mam zrobić… Jutro ślub, a ja… - Westchnęła głośno, poprzedzając wyjawienie dręczących problemów. – Nie wiem, co zrobić. Z jednej strony nie chcę zawieść Bridgit tanimi kłamstwami o chorobie, czy nagłym wyjeździe. To najważniejszy dzień w jej życiu. Zresztą Joe też jest w pewnym sensie moim przyjacielem, ale z drugiej…
 - W pewnym sensie? Byliście nierozłączni! – przerwała jej Selly, od razu żałując, że nie ugryzła się w język.
 - Masz rację. Pewnie głupio to wygląda, prawda? Wszystko skończyło się, gdy związał się z Bridg. Pewnie już cały świat wie, że coś do niego mam.
 - Nie przesadzaj.
 - Kiedy ostatni raz wchodziłaś na internet?
  Brunetka zastanawiała się dłuższą chwilą nad odpowiedzią, aż doszła do zaskakującego wniosku – nie pamiętała!
 - Nie wiem.
 - No właśnie. Już dostatecznie mnie obsmarowali. – Nadal spoglądała w dal, jakby nieobecnym wzrokiem.
 - Dee, po tylu latach powinnaś się nauczyć nie przejmować tymi wypocinami ludzi bez mózgu. Oni tylko czyhają na jakąś tanią sensację, a gdy nie mogą jej znaleźć, zmyślają własne.
 - Dobra, zostawmy ten temat – stwierdziła, spuszczając głowę w dół.
 - Racja, przerwałam ci. Więc, z drugiej strony co?
 - Z drugiej strony - zaczęła. – Nie jestem pewna, czy dam radę – wyznała szeptem.
  Selena dobrze wiedziała, że chodzi właśnie o to. Przyglądać się, jak ukochana osoba żeni się z twoją przyjaciółką. To tak, jakby Nicholas żenił się z Debby.
  Brunetka wzdrygnęła się mimowolnie, wyobrażając sobie w myślach obrazek tej sceny.
 - Dee.. To trudne, wiem. Ale czy miłość nie polega na tym, aby pragnąć szczęścia tej drugiej osoby? Skoro to jest właśnie droga do szczęścia Josepha, powinnaś to zaakceptować i cieszyć się, że chociaż on ma to, co chce – wypowiedziała, obmyślając starannie każde słowo.
  Demetria spojrzała na nią z wyrazem zastanowienia.
 - Wiem. – rzekła w końcu. – Jestem egoistką, ubolewając nad swoimi zranionymi uczuciami, ale… To takie trudne. – Na końcu zaczął jej się łamać głos, a z pod powiek popłynęły pierwsze łzy.
 - Dasz radę, Dee. Dasz radę.
  Sel objęła ją mocno ramieniem, pozwalając się wypłakać. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że sama nie potrafiła się zastosować do swoich rad.
  Sobota okazała się niezbyt okazałym dniem na ślub. Deszcz padał jak z cebra, tworząc na ziemi ogromne kałuże. Niebo osłaniały ciemne chmury, a temperatura nie wznosiła się powyżej dziesięciu stopni Celsjusza. Wyjście z domu wydawało się wręcz katorgą.
  W domu trzech gwiazdek Disney’a, jak potocznie mawiano, panował istny chaos. Każda chciała wyglądać idealnie, choć istnym wulkanem energii była jak zwykle blondynka. Dwie pozostałe również dały się wciągnąć w wir przygotowań, choć nie z tak wielkim entuzjazmem.
  Tym razem wszystkie zdecydowały się skorzystać z usług osobistej fryzjerki Demetrii – Jamie. Krótko obcięta, z włosami o płomiennorudym kolorze wyczyniała cuda z każdą po kolei, wpierw oglądając ich kreacje, aby wszystko pasowało. Następnie odwiedziła je Pauline, która postarała się o idealny makijaż.
  O godzinie trzynastej były już gotowe do wyjścia.
 - Chcę już być w tym kościele – odezwała się Debby, ubrana w długą do ziemi, krwistoczerwoną suknię z czarną koronką na biuście, siadając na kanapie.
 - A ja chcę już mieć to całe wesele za sobą – stwierdziła Selena w czarnej z bordowymi wstawkami o tej samej długości. Delikatnie pokręcone włosy zostały upięte na bok, a lekki makijaż prezentował się przepięknie.
 - Nick padnie trupem, kiedy cię zobaczy – rzekła młodsza o rok.
 - Jasne – mruknęła, przypominając sobie o powodzie, dla którego nie chciała tam iść.
  Z jednej strony tak bardzo chciała go już zobaczyć, spojrzeć w czekoladowe tęczówki, zobaczyć uśmiech, choć przez sekundę. Z drugiej jednak czuła, iż to wszystko nie wyjdzie na dobre. Jak ma zapomnieć, pogodzić się z rozstaniem, podczas gdy będzie ciągle o nim myśleć, śnić, widzieć, pragnąć rozmawiać, słuchać jego piosenek, bać się, czy aby na pewno jest bezpieczny. Wszystko to bezustannie robiła, czując jak niszczy swoją psychikę.
  Coraz częściej wolała być sama, niż wśród ludzi. Nawet, jeśli chodziło o najlepsze przyjaciółki. Nawet najmniejsza próba wygadania się legnęła w gruzach po pierwszych dwóch słowach. Nie potrafiła odnaleźć odpowiednich wyrazów opisujących jej uczucia, sytuację, w której się znalazła.
  Otrząsnąwszy się z myśli, spojrzała na Demetrię. Miała na sobie brązową sukienkę z czarnymi elementami, idealnie komponującą się z lekko falującymi się włosami, opadającymi bezwiednie na odkryte ramiona. Wyglądała przepięknie.
 - Zamówiłam taksówkę – poinformowała je, odkładając słuchawkę na blat barku.
 - Mogłyśmy jechać moim samochodem – powiedziała Selena.
 - Musimy przecież coś wypić, lepiej dmuchać na zimne – odparła Lovato, dosiadając się do nich.
 - Tak, mam zamiar upić się do zalania.
 - Wiem, Selly. Wódka to twój ulubiony napój.
  Wszystkie zaczęły się głośno śmiać.
  Rozległ się dźwięk klaksonu, na co wszystkie podbiegły do okna. Taksówka już stała na podjeździe.
 - Już czas – szepnęła Demi.

  Biały, wystawny kościół z trzema wysokimi wieżami w środku Los Angeles na pewno prezentowałby się o wiele lepiej w ciepłych promieniach słońca. Tego dnia nikt nie zdecydował się na czekanie na pannę młodą przed budynkiem, każdy czym prędzej wchodził do środka z nadzieją, że nie zmókł. Zwłaszcza kobiety, dbające o swe fryzury.
  Trójka przyjaciółek również od razu przekroczyła ogromne, kute drzwi z żelaza, aby znaleźć się w wielkiej sali z dwoma rzędami ławek. Na wprost widniał zdobiony złotem ołtarz, a wokół niego kręciło się już kilka osób.
  Ruszyły dalej, zatrzymując się dopiero gdzieś po środku kościoła, siadając w jednej z ławek po prawej stronie.
  Selena postanowiła się dokładniej przyjrzeć osobom już obecnym. Przy ołtarzu zauważyła eleganckiego pana młodego w czarnym garniturze z małym, białym astrem w kieszonce marynarki. Rozmawiał z ojcem, a na jego twarzy dało się dostrzec podenerwowanie. Nieopodal pani Denise w fioletowej garsonce poprawiała kolorowe kwiaty, ułożone w białych wazonach. Podobne zostały przyczepione do każdej z ławek. Do tego śnieżnobiałe serpentyny.
  Nagle zauważyła ubranego w szary garnitur świadka z tymi samymi, nieuporządkowanymi lokami. Rozmawiał wesoło z dwoma dziewczynami. Nie mogła rozpoznać, kim są, gdyż stały do nich tyłem.
 - Kto jest świadkiem ze strony Bridgit? – szepnęła do siedzącej po lewej stronie Demi.
  Ta tylko wzruszyła ramionami, wracając spojrzeniem przed siebie.
  Dookoła siedziało już mnóstwo ludzi, następni wciąż dochodzili. W pewnym momencie wszystkie rozmowy ucichły, a ostatnie osoby usiadły w pierwszych ławkach. Wtedy Selly zauważyła, z kim rozmawiał Nick. Emily oraz Miley. Ta druga stanęła po przeciwnej stronie, najwyraźniej to ona była jego parą, jednocześnie świadkiem Mendler.
  Czarna dziura gdzieś pod gardłem zapulsowała.
  Rozbrzmiał marsz Mendelsona, a w wejściu pojawiła się panna młoda w prostej białej sukni z welonem na rozpuszczonych, lecz pokręconych włosach. Kroczyła powoli w rytm melodii ze swoim tatą, niskim mężczyzną w kwadratowych okularach.
 - Wygląda fanatycznie! – Selena usłyszała podniecony szept Debby.
  Dumnie uniesiona twarz tryskała szczęściem, patrząc bezustannie na przyszłego męża. Ten natomiast miał nieprzenikniony wyraz twarzy, wzrok jakby nieobecny. Czyżby wątpliwości? 
  Kiedy muzyka ucichła, a panna młoda zajęła swoje miejsce, czarnoskóry ksiądz zaczął swoją przemowę.
  Wszystko szło w idealnym porządku, aż do przysięgi.
 - Bridgit Claire Mendler, czy chcesz wziąć tego oto Josepha Adama Jonasa za męża? – spytał ksiądz z szerokim uśmiechem na ustach.
 - Tak – odpowiedziała bez wahania, drżącym głosem.
 - Josephie Adamie Jonasie, czy chcesz wziąć za żonę tę oto Bridgit Claire Mendler?
  Selena przyglądała się wszystkiemu, choć swoją uwagę bardziej skupiała na swoich zerknięciach w stronę Nicholasa. Dopiero długa przerwa, powodująca ciszę, zasygnalizowała, że coś jest nie tak. Spojrzała na Joe ze zdziwieniem. Z przyzwyczajenia chciała zobaczyć minę Demi, więc odwróciła się w jej stronę, ale jej tam po prostu nie było.
  Odwróciła się do tyłu, łapiąc wzrokiem postać znikającą za drzwiami. Zerwała się z miejsca, nie zważając na wlepione w nią oczy połowy gości. Wybiegła na podwórze, szukając wzrokiem szatynki.
  Skręciła w lewo, gdzie zauważyła niewielką dróżkę, prowadzącą do jakiegoś ogrodu. Wtem ktoś przebiegł obok niej. Jedynym, co zdążyła zauważyć był czarny strój. Podążyła za osobą, mrużąc oczy przez lecącą z chmur mżawkę.
 - DEMI! – krzyknął męski głos, a Selena niemal się nie przewróciła z wrażenia.
  Przyspieszyła, pragnąc się przekonać, czy słuch jej nie mylił. Po kilku metrach zobaczyła dwie postacie. Jedna siedziała skulona pod drzewem z twarzą zasłoniętą dłońmi, druga natomiast kucała przy niej z niepokojem, wymawiając imię dziewczyny.
 - Idź.. stąd.. – wychlipała Lovato.
 - Nie chcę – rzekł Joe po chwili.
  Gomez schowała się gdzieś wśród krzaków, aby jej nie zauważyli. Wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, aczkolwiek gdyby spróbowała się wycofać, na pewno dostrzegliby jej obecność. Nie chciała psuć tej chwili.
 - Bridgit na ciebie czeka, spadaj – mruknęła Dee, co zbiło brunetkę z tropu.
  Chłopak nie ruszył się jednak z miejsca, usiadł na mokrej ziemi po turecku, chowając jej dłoń w swoich.
 - Co tu jeszcze robisz? – zapytała Demi, odkrywając oczy. Pod nimi widniały czarne smugi, jedyne co zostało po czarnym tuszu do rzęs.
 - Selena miała rację – powiedział w końcu.
 - O czym ty mówisz? 
 - Kocham cię, Demi. Zawsze kochałem – przyznał.
  Demetria wpatrywała się w niego z niedowierzeniem, a Selly uśmiechnęła się pod nosem.
 - Boże, czy ty wiesz, co mówisz?! Jesteśmy na TWOIM ŚLUBIE! – krzyknęła szatynka, podnosząc się do góry.
 - Wiem! – odparł tym samym tonem głosu, również wstając. – Nie chciałem jej zranić! Nie mogłem! Jest taka krucha… Załamałaby się.. - Jego wzrok zaczął błądzić, a jego ton stawał się coraz cichszy. - Wiedziałem to. Nie mogłem któregoś ranka zadzwonić do niej i powiedzieć, że wolę ciebie, jej przyjaciółkę – dodał, akcentując ostatnie słowo.
 - Więc dlaczego robisz to teraz? Ranisz ją jeszcze bardziej, niż gdybyś to zrobił wtedy! Jeszcze bardziej niż mnie! Jesteś zwykłym dupkiem, bawiącym się uczuciami innych – mówiła z kolejnymi łzami w oczach.
  Gomez słuchała wszystkiego, łaknąc rozwoju tej sytuacji, przeżywając każde ich słowo. Sama poczuła, jak zbiera jej się na płacz.
 - Bo już nie mogę, do cholery! Nie rozumiesz?! Jak mógłbym oszukiwać ją do końca życia, zapewniać o miłości, mieć dzieci, podczas gdy na boku wciąż myślałbym tylko o tobie?! Miałbym ją całować, marząc, by to były twoje usta? Kochać, pragnąc, by to było twoje ciało? Nie potrafię już więcej udawać! Nie potrafię żyć bez ciebie. – Na końcu ściszył głos niemal do szeptu.
 - To cię nijak nie usprawiedliwia! Mogłeś pomyśleć, zanim się z nią związałeś. To moja przyjaciółka.
 - Nie miałem zamiaru się z nią wiązać! Człowiek robi różne rzeczy po pijaku!
 - To po jaką cholerę się uchlałeś?!
 - Bo nie mam zamiaru siedzieć obok i patrzeć, jak życie przebiega mi przed oczami! Chcę z niego korzystać, czy to takie złe?!
 - Tak, jeśli ranisz ludzi, na których ci zależy - odparła Demi poważnie.
  Zapadła niezręczna cisza, podczas której patrzyli sobie w oczy - Demi z determinacją, Joe ze skruchą i zderozientowaniem.
 - Demi, kocham cię – szepnął po raz kolejny brunet, zbliżając się do niej.
  Stanął w niebezpiecznie bliskiej odległości, ujmując jej twarz w swe ręce. Po dłuższej chwili wpił się w jej usta, a Selena zakryła swoje ręką.
 - Za późno – warknęła Demi, odpychając go.
  Zrobiła kilka kroków do tyłu, nadal na niego patrząc, następnie odwróciła się i pobiegła przed siebie.
  Gomez usłyszała za sobą ciche łkanie. Nie ona jedna przyglądała się całej sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz