poniedziałek, 14 października 2013

R. 12 ` To ja, twój Charlie

Życie po stracie najbliższej sercu osoby wydaje się takie męczące. Lecz czy ‘strata’ to dobre określenie w sytuacji nastolatki, której ukochany zwyczajnie nie chce jej znać? To słowo kojarzy się przecież przede wszystkim ze śmiercią. Wówczas traci się kogoś nieodwracalnie, na zawsze.
Wszystko oprócz umierania zgadzało się idealnie.
  Po ciemnym pokoju na piętrze, rozświetlonym jedynie kolorowymi promieniami, wydobywającymi się z dużego telewizora, rozległo się ciche pukanie.
 - Proszę – mruknęła brunetka, rozłożona na kanapie z miską popcornu przy podołku.
  Słyszała powolne kroki lokatorki, która usiadła na bocznym oparciu sofy. Spojrzała na ekran, gdzie po raz kolejny został puszczony hitowy film z lat osiemdziesiątych - ,,Dirty Dancing’’.
 - Nie znudził ci się jeszcze ten film? – zapytała przyjaciółkę.
 - Nie. – Uśmiechnęła się do niej blado, zmieniając pozycję na siedzącą, robiąc tym samym miejsce szatynce. Ta chętnie skorzystała, biorąc do buzi kilka uprażonych ziaren kukurydzy.
 - Kurczę, już się kończy – zauważyła Demetria z zawiedzioną miną.
 - I tak nie po to tutaj przyszłaś – stwierdziła Selena, nie odrywając wzroku od tańca głównych bohaterów do piosenki ,,The time of my life’’.
  Zapadła cisza, przez co melodia wypełniła całe pomieszczenie. Dopiero gdy zastąpiła ją typowa dla tamtych czasów muzyka dyskotekowa, a przed ich oczami ukazały się napisy końcowe, brunetka ściszyła film pilotem, patrząc wyczekująco na Dee.
 - Okej, chciałam porozmawiać – przyznała, wywracając teatralnie oczami, co dało się zauważyć nawet w tak słabym świetle.
 - Tyle już wiem. Więc?
 - Ale.. Sel.. No głupio mi o to pytać… - Zagryzła z zakłopotaniem wargę, spoglądając spod gęstych rzęs na dziewczynę.
 - Domyślam się, iż chodzi o coś z N.. – zaczęła, ale czując jak jej serce przyspiesza postanowiła zmienić taktykę – sama wiesz kim.
 - Nie, nie chodzi o Ni.. niego.
 - Demi, proszę cię, przejdź do rzeczy.
 - Sterl.. Opowiedział mi waszą historię. Przyznam, że byłam w szoku. Przez to zapomniałam zapytać o pewną rzecz…
  Selena westchnęła głęboko, odwracając wzrok na szklany stoliczek.
 - Tak? – wymamrotała.
 - Podobno zaczęłaś brać narkotyki. Ciekawi mnie jak przestałaś, podobno to cholernie trudne – wyszeptała Lovato.
 - Bo trudne – odparła tym samym tonem głosu. – Widzisz… Ja tego nie robiłam tak notorycznie jak Sterling, nie uzależniłam się jeszcze fizycznie. Drobne niuchy raz na jakiś czas jeszcze do tego nie prowadzą. Więc wszystko opierało się na psychice. Kiedy zaczęłam.. Chciałam to robić, bo pozwalało choć na kilka godzin nie myśleć o bolesnych sprawach. Kiedy wszystko się w pewnym sensie ułożyło… Wolałam być obecna na świecie i ciałem, i duszą. Cieszyć się własnym szczęściem. Odcięłam się od świata narkomanii. Nigdy nie odwiedziłam już tamtych klubów, obleśnych miejscówek, gdzie paliliśmy grupowo marihuanę, odmawiałam Sterlingowi odebrania towaru. Nawet z nim już tak często się nie widywałam, a jeżeli już, to tylko wieczorami, kiedy już był zdrowo naćpany bez grama hery przy sobie. Nawet mu nie zazdrościłam tego błogiego stanu. Oczywiście miałam momenty, gdy brała mnie tak ogromna chcica, że mogłabym wydać ostatnie oszczędności, aby tylko wciągnąć nosem choć odrobinę tego proszku lub pociągnąć z fajki mieszaniny tytoniu i marychy.
  Pamiętam jeden dzień. Byłam uziemiona w domu z Britney, bo ojciec z tą cukierkową lafiryndą pojechali na weekend nad morze, a w Nowym Jorku padało okropnie. Nabrałam takiej chcicy, że rozbiłam w drobne kawałeczki  skarbonkę Brit, podczas gdy ona siedziała w garderobie, nałożyłam kurtkę i już wyszłam na deszcz, kiedy napisał Ni.. – Wspomnienia znów zabolały. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze. Czy da się cofnąć czas? - Nick.. – zmusiła się, podciągając kolana pod brodę. – Miał próby do kolejnego koncertu. Kolejnego darmowego koncertu. – Mimowolnie się uśmiechnęła.
  Pamiętała doskonale, że dwa dni po aferze z Kay spotkała chłopaka w swojej ulubionej nowojorskiej knajpce. Zawsze tam przesiadywała wieczorami, kiedy miała już dość towarzystwa jakichkolwiek ludzi. To tam piła ciepłe kakao, przyglądając się samochodom śmigającym nieustannie po autostradzie. Wspominała wówczas dzieciństwo, wtedy nawet nie wiedziała, że istnieje coś takiego jak narkotyk. Oczekiwała z napięciem księcia na białym rumaku, który zabierze ją do ogromnego zamku, gdzie zostanie księżniczką.
  Owego wieczoru walczyła z wyrzutami sumienia, a jednocześnie złością, iż Sterling razem z resztą ich znajomych tajemniczo zniknęli i nie mogła ich znaleźć. Heroiną tak łatwo wymazałaby je z umysłu! Otwierając drzwi niewielkiego, na domiar przytulnego pomieszczenia, nawet nie zwróciła uwagi na nastolatka siedzącego przy barze. Skierowała się od razu w prawą stronę, do swojego stałego stolika i opadła na beżową mini-kanapę, odkładając swą brązową torbę z naszywkami na bok. Młoda kelnerka podeszła do niej z miłym uśmiechem, małym notesikiem oraz ołówkiem w ręku. Zamówiła jak zwykle kubek gorącego napoju, jako że dochodziła już dziesiąta wieczorem, a na zewnątrz znacznie się ochłodziło. Naciągnęła rękawy swej ciemnozielonej bluzy na dłonie, wpatrując się w przestrzeń za ogromnym oknem, tworzącym niemal całą ścianę.
 - Selena? – usłyszała nad sobą ochrypły głos.
  Odwróciła się gwałtownie, a widząc przed sobą Nicholasa, na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech. Chłopak był w tragicznym stanie. Podkrążone oczy, włosy w jeszcze gorszym nieładzie niż zazwyczaj, biało-niebieska koszula z jednej strony wystawała mu ze spodni. W jego oczach dostrzegła cierpienie. Wyrzuty sumienia powróciły ze zdwojoną siłą, a kąciki ust opadły w dół.
 - Cześć Nick. – Uśmiechnęła się lekko. – Usiądziesz?
 - Tak, chyba tak – stwierdził, marszcząc brwi.
  Wyżalił jej się ze wszystkiego, co czuł. Opowiedział, jak się dowiedział o ‘czynie Kay’. Ponownie uświadomił ją o sile, z jaką kochał swoją dziewczynę. Tego wszystkiego słuchała, wymawiając jedynie w odpowiednich miejscach ,,okropna’’, ,,jak mogła…’’. W niektórych momentach chciała mu powiedzieć całą prawdę. Kiedy już się niemal zdecydowała, on zmienił temat, pytając o to, co robi w Nowym Jorku. Rozmawiając o błahych sprawach przesiedzieli przy kakao do północy. O tej bowiem porze właścicielka wygoniła ich, twierdząc, iż nie jest to restauracja całodobowa. Z rozbawieniem, wywołanym przez złość kobiety, ruszyli przed siebie ulicami.
  Nieświadomie dotarli do skarpy, skąd idealnie widzieli Most Brooklyński. Ten widok nocą był wręcz nieziemski. Zielonkawe światła lin nad betonowym mostem oraz te kolorowe, płynące z centrum miasta. Zauroczeni panoramą spędzili na chłodnej ziemi całą noc. Patrzyli w niebo, spowite kaskadą gwiazd, bezustannie dzieląc się myślami, wspomnieniami, uczuciami…
  Jonas namówił ojca na kilka darmowych koncertów dla fanów, byle zostać dłużej w tej miejscowości.
  - Selena? – obudziła ją ze wspomnień Demi z zaniepokojoną miną.
  Brunetka ponownie poczuła tą pustkę nad sercem. Język uwiązł jej w gardle, a myślami wciąż leżała plecami na trawie, czując obecność Loczka.
 - Selly? – ponowiła próbę Lovato z coraz większym zaniepokojeniem.
  Ta jednak nadal pozostawała w bezruchu. W końcu poczuła, jak Demi ją przytula. Czy ona przypadkiem nie posiadała zdolności czytania w myślach?
  Selena, ubrana w dwuwarstwową, luźną biało-granatową koszulkę oraz szarą bluzę, wyszła na werandę za domem. Stały tam trzy drewniane stołki dookoła okrągłego stołu. Przed sobą widziała opróżniony na zimę basen z ogromną trampoliną. Kochała pływać, tak bardzo jej tego brakowało. Oczywiście mogłaby się wybrać na kryty, jednakże to nie to samo, co cieszenie się wodą wraz z ciepłem promieni słońca na skórze.
  Przysiadła na schodkach, opierając głowę o balustradę. Nagle rozdzwonił się jej telefon, który zakupiła zaledwie dwa dni wcześniej. Kartę pozostawiła tą samą, mimo wszystko. Podświadomie zdawała sobie sprawę, iż postąpiła tak tylko dlatego, że gdyby ją zmieniła, Nick nie znałby numeru. Ekran nie pozwolił jej się dowiedzieć, kto jest nadawcą połączenia, gdyż numer okazał się zastrzeżony.
 - Halo? – odebrała zdziwiona.
 - Nareszcie! Ileż można mieć wyłączony telefon?! – usłyszała znajomy głos, a jej ciało ogarnął paraliż. – Dlaczego ostatnio się rozłączyłaś, laleczko? Pamiętasz jeszcze swojego wspaniałego przyjaciela, prawda?
 - T..tak – wyjąkała ze strachem.
 - Wiesz, przyznam ci się w tajemnicy, że tęsknię za twoją obecnością w naszym gronie.
 - A Sterling? – zapytała, czując napływ odwagi. W końcu co mógł jej zrobić przez telefon?
  Pamiętała, jaki jest brutalny, to tego się bała w osobie chłopaka. Gdyby pod koniec jej pobytu w NJ nie mieli dosyć nieprzyjemnych kontaktów fizycznych, zapewne zapamiętałaby go jak każdego innego narkomana z bandy.
 - Spoko chłop, ale brak mu ikry. Nie wybierasz się może w bliskiej przyszłości do Nowego Jorku? – Grzeczność, z jaką wypowiadał poszczególne słowa, potrafiłaby zmylić każdego, lecz nie ją, za dobrze go znała.
 - Nie, nie planuję – odparła obojętnie, bawiąc się zerwaną z trawy stokrotką.
 - Nawet lepiej.
 - Też tak sądzę. Wykrztusisz wreszcie, czego ode mnie chcesz? – spytała z irytacją.
 - Do zobaczenia – rzekł tajemniczo, a w komórce rozległo się rytmiczne pikanie.
 - A wal się – powiedziała ze złością dziewczyna, chowając aparat do kieszeni dżinsów.  Wstała, powoli kierując się do drzwi. Powiew chłodnego wiatru muskał jej policzki, włosy wprawiał w nieład. Odruchowo przeczesała je wolną dłonią, otwierając jednocześnie szklane drzwi.
 - Nie wiem czy wybrać tą fioletową, czy może tą czerwoną – usłyszała już na wstępie głos Debby.
  Była niemal pewna, iż wybiera się na randkę z Jasonem. Gdzież indziej mogłaby się tak szykować? Zazwyczaj nie miała kłopotów z doborem stroju, a w łazience spędzała góra piętnaście minut.
  Selena wkroczyła do salonu z założonymi rękami i dość niewyraźną miną, przyglądając się przyjaciółkom, które niemal tonęły w stosie przeróżnych sukienek. Mieszanina kolorów jedwabnych tkanin wiła się na brązowej posadzce, puszystym dywanie, jasnej kanapie. Jedna z nich – brązowa z czarną koronką - została przewieszona przez telewizor. Brunetka posłała współlokatorkom zdziwione spojrzenie, próbując wyłapać w myślach, czy coś ważnego miało się stać trzynastego stycznia. Musiało to być coś naprawdę poważnego, skoro chciało im się znosić te sterty z góry.
 - Co jest? – spytała spokojnie, przyglądając się Demi, która akurat przykładała do swojego ciała różową kreację na cienkich ramiączkach.
 - Nie pamiętasz?! – oburzyła się Deborah, zaprzestawszy przekopywania ubrań.
 - Eee.. No nie.
 - Dziś wieczór panieński Bridgit! – zapiszczała, skakając z radości.
  Gomez popatrzyła na Demi z lekkim zdezorientowaniem, lecz ta była zbyt zajęta, by to zauważyć. Już chciała zostawić je same i iść do swojego pokoju, gdy zauważyły, jak wchodzi po szklanych schodach.
 - Selly! Ty też coś musisz sobie wybrać! – zawołała blondynka.
 - Daj spokój, nadaję się do zabawy jak ketchup do bananów – burknęła, lecz ktoś mocno pociągnął ją za rękę w kierunku wielobarwnego stosu. Debby zaczęła raz po raz wyciągać z pod spodu poszczególne stroje, przymrużając teatralnie oczy przy przykładaniu ich do Seleny. Ta stała wyprostowana jak struna ze spuszczoną w dół głową. Nie chciała tam iść, tak strasznie nie chciała.
  Ale to wieczór panieński Bridgit. Co z tego, że ich ostatnie kontakty się rozluźniły? Gdyby nie fakt, iż obie z Dee zakochały się w nieodpowiednim facecie, wciąż byłyby nierozłączną czwórką. Nie mogła jej zawieść w tak ważnym wieczorze.
 - Ta – stwierdziła Demetria, rzucając jasnofioletową sukienkę do kolan z wcięciem pod biustem i wiązaniem na szyję, wprost na głowę Gomez. Ta przyjrzała się dokładnie ubraniu, po czym ze zrezygnowaniem poszła do łazienki.
  Wieczór kończący panieńskie życie Bridgit specjalnie został przygotowany we czwartek, gdyż panna młoda zadecydowała, iż nie chce na ślubnym kobiercu mieć worków pod oczami. Zorganizowaniem przyjęcia zajęła się chętnie Emily Osment, od jakiegoś czasu zachowywały się jak najlepsze przyjaciółki. Udział w przedsięwzięciu brała również Miley Cyrus, z którą Ems spędzała coraz więcej czasu. Obecność długonogiej gwiazdy również zniechęcało Selenę do pójścia na imprezę. Odkąd pamiętała prawie najmłodszy Jonas przyjaźnił się z nią na dobre i na złe. Mimo iż pomiędzy nimi dwiema nigdy nie doszło do żadnego spięcia, a odnosiły się do siebie jak zwyczajne znajome, Sel czuła, że jest dla niej samej zagrożeniem. Zazdrość ogarniała nią nieraz, gdy chłopak oznajmiał, iż idzie na spotkanie ze ‘Smiley’.
  Duży wszerz, choć jedynie jednopiętrowy budynek pensjonatu, gdzie została zarezerwowana sala na tę okazję, utrzymany był w odcieniach żółtego i brązu, w czym ten drugi eksponowały deski dookoła okien i drzwi oraz dach. Przed nim wyhodowano ogromny ogród z rabatkami róż, fiołków oraz frezji dookoła fontanny w kształcie krasnala ogrodowego z bukietem kwiatów w ręce. Woda tryskała z guzików jego kamizelki oraz czubka spiczastej czapki, po czym opadała do podłużnych dziurek w betonie. 
  Wszystkie trzy wolno szły po ścieżce wyłożonej kamykami o różnych odcieniach pomarańczowego. Demi w klasycznej małej czarnej, Deborah w wiśniowej sukience przed kolano, a Sel we wcześniej wspomnianej – pierwszej i jedynej, jaką przymierzyła. Każda miała na stopach wysokie szpilki, co zdecydowanie utrudniało wybraną drogę.
 - Dziewczyny! – krzyknął ktoś za nimi, a wszystkie automatycznie się odwróciły.  – Czekajcie – dodała Emily, próbując je dogonić razem z ubraną w zjawiskową srebrną kieckę z licznymi ozdobami Bridgit. Ciemnoniebieska, założona przez Emily, nie mogła się z nią równać.
 - Nasza solenizantka! – uśmiechnęła się Debby.
 - Nie mam urodzin, Debbs – przypomniała jej sama zainteresowana, na której twarzy gościł promienny uśmiech. – Demi, Sel, wyglądacie fantastycznie.
 - Nie tak, jak ty – stwierdziła Dee, unosząc kąciki ust do góry.
  Selena zastanawiała się, jak szatynka może tak lekko rozmawiać z Mendler, podczas gdy po jej zaproszeniu na ślub z Josephem niemal się nie zabiła. Specjalnie chwyciła ją pod łokieć i pozwoliła reszcie je wyprzedzić, aby zadać dręczące pytanie.
 - Demi, wszystko okej? Skąd ten zapał? – wyszeptała, patrząc się w plecy roześmianych koleżanek.
 - Psychiatra – rzekła pocieszająco, lecz jeszcze ciszej niż jej przyjaciółka.
 - Matko! Zapomniałam na śmierć! – zawołała Sel, przypominając sobie słowa lekarza. Przecież dał jej namiar na świetnego specjalistę! A ona.. Zajęta własnymi sprawami, bliskich odstawiła na drugi plan. Zdała sobie sprawę, jak egoistycznie się zachowywała.
 - Spokojnie – powiedziała Demi, posyłając przepraszający uśmiech do pozostałych. – Znalazłam tę kartkę w wypisie, zadzwoniłam, no i jest mi zdecydowanie lepiej. Zrozumiałam, że Bridg nie jest niczemu winna. Uczucia nie wybierają, a przyjaciółkę bardzo łatwo stracić. Oczywiście J.. Nadal go.. No wiesz, ale trudno…
 - Przepraszam cię, Dee. Jestem okropna. Muszę w końcu zacząć żyć. – Westchnęła głośno, odwracając wzrok.
 - Z tym się zgodzę. – przyznała, dając Selenie sójkę w bok.
  Przekroczywszy próg, znalazły się w ogromnym holu, wyłożonym jednolitą wykładziną koloru beżowego. Ściany utrzymywały się w tonacji żółtego, choć co kilka metrów wisiał obraz, zazwyczaj przedstawiający wiejski widok. Po lewej stronie stał kontuar, a za nim szczupła szatynka, ze skupieniem wpatrująca się w kartkę oraz gryząca swój ołówek.
 - Dzień dobry – powiedziała Bridgit, od razu kierując się do drzwi po prawej stronie.
  Kobieta wypełniła swój obowiązek, odpowiadając grzecznie, po czym od razu wróciła do zajęcia.
  Całą grupą ominęły stół bilardowy, wchodząc do ciemnej sali z kulą dyskotekową po środku. Zupełnie nie pasowała ona wystrojem do holu. Zespół już grał szybką muzykę, a kilka osób wirowało po czarnym parkiecie. Wokół niego rozstawione były małe stoliczki oraz czerwone kanapy. Jedynie po prawej stronie stał barek z czarnowłosym kelnerem o potężnej muskulaturze. Wszystko wyglądało na nowoczesne.
  Mendler udała się na scenę, zapewne oficjalnie wszystkich powitać, a reszta usiadła na wysokich stołkach przy długiej ladzie. Selena, siedząca obok Demi, rozglądała się dookoła z zaciekawieniem. Nie mogło go tam być, to typowo babski wieczór. Więc dlaczego ta nadzieja nie chciała jej opuścić?
 - Cześć wszystkim – odezwała się przyszła panna młoda do mikrofonu. – Dziękuję, że przyszłyście. To jeden z najważniejszych wieczorów mojego życia i cieszę się, że mogę go spędzić właśnie z wami. Grać nam będą dziś chłopcy z Paper Cup, lecz na początku zgodziła się wystąpić moja przyjaciółka. Powitajcie więc owacjami Miley Cyrus! – krzyknęła na koniec, a obok niej znikąd pojawiła się dziewczyna w skąpym, białym body oraz połyskującym żakiecie. Na nogach artystki dało się zauważyć długie kozaki, a włosy związała w gustowny warkocz na bok.
 - Cześć dziewczyny, zaśpiewam dziś coś, co powinniście znać. Chłopaki – rzuciła, zerkając do tyłu. Po chwili rozbrzmiały pierwsze takty piosenki. - Creation shows me what to do, I'm dancing on the floor with you - zaczęła śpiewać, co - trzeba przyznać – wychodziło jej znakomicie. Niemal wszyscy obecni znaleźli się w jednej chwili na parkiecie.
 - Chodź, Selly – błagała Debby.
 - Nie, trochę później.
 - Prooooooszę!
 - No już dobra – wymamrotała, schodząc z siedzenia.
  Dołączyły do tańczących, rzucając się w wir melodii. Wywijały jakieś nieznajome kroki, krzycząc w refrenie ‘Who Owns My Heart!’’. Nawet Selena dała się ponieść chwili. Może właśnie tego było jej trzeba?
  Miley zaśpiewała jeszcze dwa hity, następnie oddając władzę nad muzyką zespołowi. Podeszła do świty Bridgit, która znów wylądowała przy barze, zamawiając najróżniejsze rodzaje drinków.
 - Hej – przywitała się, opadając na wolne miejsce, akurat obok Gomez.
 - Cześć – odpowiedziała obojętnie, szukając w plastikowym kubku niebieskiej rurki.
 - Co u ciebie? – próbowała zagadać Miles, przyglądając się przystojnemu kelnerowi, robiącemu zamówienia.
 - W porządku – odparła sucho.
 - Słyszałam, że rozstaliście się z Nickiem – zaczęła. – Przykro mi - dodała, widząc, że brunetka nie zamierza nic powiedzieć.
 - Nie udawaj, że cię to zmartwiło.
 - Sel, ja wiem, że nasze relacje zawsze były dość luźne, ale…
 - Daruj sobie – przerwała jej, zrywając się.
  Nie zwracając na nic uwagi, skierowała się do wyjścia, obijając się po drodze o poszczególne osoby. Prawie czuła na sobie zdziwione spojrzenie panny Cyrus.
  Sama nie wiedziała, dlaczego się tak zachowała. Może Miley po prostu chciała być miła? Gdyby tylko o Nim nie wspomniała. Odnowiła tę pustkę, którą Selena zakryła tego wieczoru ogromem rozrywek.
  Wyszła na świeże powietrze, zakładając ręce pod wpływem panującego chłodu. Nie miała pojęcia, która to już godzina, lecz na dworze już się ściemniło. Małe lampy ogrodowe świeciły wokół krasnala, a cała reszta błyskała nieznacznie w świetle tysięcy gwiazd, widocznych na niebie. Księżyc tworzył kształt idealnie równego bumeranga, nigdzie nie mogła doszukać się chmur.
Usiadła wygodnie na drewnianej ławce zaraz przy dębowych drzwiach. Patrzyła w idealne niebo, zastanawiając się, dlaczego nie może odnaleźć sensu tego wszystkiego. Czy tak było pisane? Czy ktoś, tam na górze, ułożył scenariusz jej życia? Skoro tak, to dlaczego był dla niej aż tak okrutny? Oddałaby sławę, wszystkie pieniądze, wymarzony dom, byle nie czuć się w tym momencie tak potwornie. Byle czuć, że ma obok siebie kogoś, dla kogo warto istnieć.
  Nagle zza zakrętu wyjechał samochód, ostro skręcając w bramę pensjonatu. Dziewczyna zmrużyła oczy pod wpływem światła reflektorów. Gdy zgasły, dostrzegła charakterystyczne dla BMW kółeczko na masce. Ze środka, ze strony kierowcy, wysiadła jakaś postać, przez co jej uszy dobiegł odgłos głośnej muzyki.
 - Zostań – rzekł chłopak mocnym barytonem, a Selenę przeszedł dreszcz. Nie bardzo wiedziała, czy powodem był ten głos, czy może niska temperatura.
  Chciała uciec do środka, lecz wiedziała, iż jest już za późno. Dobrze zbudowana postać zbliżała się coraz bardziej, a ona szukała wzrokiem drogi ucieczki. Kiedy od chłopaka dzieliło ją jedynie kilka metrów, zauważyła dróżkę przy wysokim krzaku hortensji. Podniosła się pospiesznie, odwracając głowę w drugą stronę i zakrywając oblicze włosami. Przeszła zaledwie kilka centymetrów obok niego, wyczuwając odór wódki i papierosów. Już miała odetchnąć z ulgą, kiedy najwyraźniej go olśniło.
 - Selena? – zapytał z niekrytą radością.
  Zatrzymała się sparaliżowana. Odwróciła się niepewnie, oddychając nerwowo.
 - Tak?
 - Nie pamiętasz mnie? – Na jego twarzy zagościł ten sam szyderczy uśmieszek. Blond loki świeciły w blasku księżyca, a skórzana kurtka oraz podarte dżinsy nadawały prawidłowego dla jego osobowości wyglądu.
 - To my się znamy? – Próbowała grać na zwłokę.
 - Och, nie udawaj, maleńka. Przecież to ja, twój Charlie – rzekł uwodzicielsko, przybliżając się do niej.
 - Nie dotykaj mnie – ostrzegła, widząc jak podnosi rękę, oraz zrobiła krok do tyłu.
 - Nie udawaj niedostępnej.l – zakpił, kładąc swe łapska na jej talii.
 - Zostaw mnie, do cholery! – krzyknęła, waląc pięśćmi w jego klatkę piersiową, zakrytą białą, obcisłą koszulką.
  Ten jedynie się zaśmiał krótko, przyciskając ją do siebie jeszcze mocniej. Wodził nosem po jej szyi, a Selena zamarła ze strachu. Czuła tak ogromne obrzydzenie. Chciała go kopnąć w czułe miejsce, lecz ten w porę się zorientował, łapiąc ją za kolano w powietrzu. Byli tak blisko, że czuła jak się podnieca tą pozycją.
 - Spier*alaj! – krzyknęła w końcu, gdy patrzyli sobie prosto w oczy, a ich twarze dzieliły jedynie centymetry. W jej oczach zaczęły gromadzić się łzy bezradności.
 - Tak się nie będziemy bawić – stwierdził, a Sel zauważyła, że ogarnia go złość.
 - Nie słyszałeś, co powiedziała?! – rozległo się gdzieś z tyłu.
  Charlie puścił jej nogę, rozglądając się dookoła. W końcu oboje dostrzegli w ciemności jakąś sylwetkę. Blondyn zrobił kilka kroków do przodu, ciągnąc ją za sobą za nadgarstek.
 - No chodź tu, śmiałku. Wielki wybawicielu kobiet. Może jesteś Supermanem, co? – Roześmiał się z drwiną.
  Nieznajomy podszedł do nich powolnym krokiem, a Selena wstrzymała oddech. Co on tam robił?!
 - Uciekaj! Nick, uciekaj! – zawołała, a po policzkach spłynęły jej łzy.
 - Uuu, czyli mamy tutaj jakieś gołąbeczki?
  Nick niespodziewanie przyłożył mu z pięści prosto w nos, na co ten zawył, od razu się za niego łapiąc rękami, jednocześnie puszczając swoją ofiarę. Po palcach ściekała mu krew.
 - Szybko! – krzyknął Nicholas, łapiąc byłą za rękę.
  Biegli ile sił w nogach w stronę miasta, potykając się o najróżniejsze wymysły natury. Nie odzywali się do siebie nawet słowem. Selena cały czas płakała. Zatrzymali się dopiero na jednym z pustych przystanków. Loczek od razu wyrwał dłoń z uścisku.
 - To był ten Charlie? – zapytał oschle Nick, odwrócony do niej tyłem.
 - T.. tak – zachlipała drżącym głosem.
  Zdjął swoją czarną marynarkę, po czym nałożył ubranie na jej ramiona.
 - N.. nie muu.. sisz – powiedziała, lecz szczękające zęby zdradziły jej stan.
 - Musisz go podać na policję – stwierdził.
 - N.. nie mog.. gę…
 - Dlaczego?
 - Wrobiłłłł…. by.. mniee…
 - Ach, no tak. Narkotyki. To nie wiem. Ale musisz na niego uważać. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Może porozmawiaj ze Sterlingiem.
  Nie odpowiedziała na to, a Nick wyjął z kieszeni komórkę. Z urywków rozmowy zrozumiała, że zamawia taksówkę.
 - Co tam robiłeś? – zapytała, gdy schował z powrotem aparat, a jej ton powoli wracał do normy.
 - Obiecałem Miley, że po nią przyjadę.
 - Aha.. Chcesz tam wrócić?
 - Muszę – odpowiedział, a obok nich stanęło żółte auto z charakterystycznymi kwadracikami na drzwiach.
  Otworzył znacząco drzwi.
 - Wsiadaj.
  Zrobiła, co kazał, nie mając siły na sprzeczki. Podał kierowcy adres oraz plik banknotów. Spojrzał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
 - Nick?
 - Tak?
 - Dziękuję – wyszeptała.
 - Uważaj na siebie - rzekł, zamykając z łoskotem drzwi.
  Mężczyzna ruszył, a po szybie zaczęły spływać krople deszczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz